Analiza możliwych wariantów rozwoju systemu elektroenergetycznego ze szczególnym uwzględnieniem odnawialnych źródeł energii.
Grzegorz Kwiecień, mgr inż. elektroenergetyki ze specjalizacją "Wytwarzanie energii" i z doświadczeniem w obszarze elektrociepłowni, prezentuje przemyślenia własne, praca nie jest afiliowana przy żadnej z instytucji. 13-16 marzec 2023, rev.3.04.2023.
Niniejszy tekst należy czytać mając jednocześnie otwartą tabelę, która stanowi jego integralną część, do pobrania tutaj.
Wprowadzenie
Większość analityków i publicystów chcąc przekonać do siebie polityków, zwolenników
bądź też przeciwników OZE lub atomu skupia się na porównywaniu mających ze sobą konkurować źródeł, natomiast marginalizuje w opisach badanie skutków dla krajowego systemu elektroenergetycznego KSEE rozpatrywanego łącznie. Zatem uprasza się, abyśmy nie myśleli o KSEE, jak o słupach i liniach – nas interesuje cały system, w jak najszerszym rozumieniu, od logistyki dostaw paliw aż do odbiorców energii elektrycznej włącznie.
Porównania w rodzaju „OZE jest lepsze od węgla/atomu” dają przyczynek do zajadłej dyskusji, natomiast nie są rozwiązaniem problemu. Nas nie interesuje bowiem, czy jedne źródła są lepsze od drugich, tylko interesuje nas, czy cały KSEE z takimi lub takimi źródłami będzie lepszy, czy gorszy. Autor wzywa do spojrzenia globalnego.
Szczególnie dużo szkód w publicznej debacie nad rozwojem KSEE wynika z posługiwania się wadliwym merytorycznie mechanizmem LCOE. Rzędami liczb w tabelach i rankingami LCOE źródeł energii nikogo się nie przekona. Sofizmat „darmowej" energii odnawialnej jest tak nośny socjotechnicznie, że trzeba by wieloletniej kampanii edukacyjnej, ustaw językowych, a być może nawet teologów, aby zmienić przekonanie, które stało się elementem wiary. Wiary, bo z nauką, na którą ta część sceny politycznej lubi się powoływać akurat nie ma to nic wspólnego. Wyczerpującą krytykę stosowania LCOE można znaleźć w pracy [1], wskaźnik ten ma znaczenie czysto propagandowe, służy marketingowi produktu pod nazwą odnawialne źródła energii i na jego podstawie nie wolno nam prognozować przewidywanych kosztów w systemach elektroenergetycznych obarczonych OZE.
Większość uczestników debaty domyślnie zakłada, że skoro uruchomi się nieszczęsne „darmowe” OZE, to natychmiast będzie taniej i „wystarczy zbudować więcej wiatraków, by energia wreszcie staniała”. To oczywiście nie prawda. W tym miejscu zadaniem publicystów energetyki jest zwrócenie uwagi, że zakup tanich urządzeń nie musi w myśl ekonomii prowadzić do obniżki kosztów globalnych. Wystarczy wyobrazić sobie, że kupujemy tych urządzeń za dużo w stosunku do potrzeb i staje się jasne, że zbyt dużo taniego prowadzi do drożyzny.
Cóż nam po tanim OZE, jeśli trzeba go wielokrotnie za dużo?
Cóż nam po tanim OZE, jeśli dla jego rezerwacji trzeba utrzymywać praktycznie cały KSEE w dotychczasowym kształcie?
Cóż nam po tanim OZE, jeśli trzeba zastosować wielokrotnie droższe systemy magazynowe?
Sofizmat, to spójny, logiczny dowód teorii błędnej,
na wikipedii mamy piękny przykład,
w którym pokazuje się, jak można udowodnić, że 1 zł = 1 gr.
Z "darmową" energią ze źródeł odnawialnych jest podobnie.
Nauka ekonomii stanowi, że mamy koszty zmienne (u nas będą to koszty paliwa) i stałe (u nas to będą koszty budowy i utrzymania elektrowni). Otóż w przypadku OZE zerowe są tylko koszty zmienne. Koszty stałe niestety zostają. Czterowierszowe przypomnienie lekcji z ekonomii poniżej.
Koszty systemu elektrowni sterowalnych:
(1)   K=k_paliwa * produkcja + K_mocy_elektrowni_ster.
Koszty systemu z udziałem OZE:
(2)   K=k_paliwa * produkcja + K_mocy_elektrowni_ster. + K_mocy_źródeł_OZE
Rzut oka wystarczy, by zrozumieć, że system z OZE jak najbardziej może być droższy pomimo zastosowania rzekomo tanich źródeł: zależność (2) jest niestety dłuższa od zależności (1) i dobrze to ilustruje fakt możliwego przyrostu kosztów. Prawidłowe rozwiązanie zadania optymalizacyjnego wymaga porównania ubytku kosztów paliwa z przyrostem kosztów mocy OZE. Należy porównywać nie LCOE źródeł, a koszty jednostkowe paliwa dla elektrowni sterowalnych z LCOE_OZE. Mówi o tym pierwszy i trzeci człon zależności (2). Jak na razie wada (przyrost kosztów stałych) we wszystkich systemach z OZE przekraczała korzyść (ubytek kosztów paliwa), więc jedynym, przykrym niestety sposobem na poprawę wizerunku OZE okazało się opodatkowanie paliwa, dzięki czemu OZE relatywnie staniało. Niestety tylko relatywnie, bo w wartościach bezwględnych jest drożej. Drożej, ponieważ obrazowo mówiąc koszt 300 % mocy (wiatr, fotowoltaika, elektrownie rezerwowo regulacyjne) przekracza potencjalne korzyści z ubytku kosztów paliwa, które w epoce przed ETS CO2 wynosiły 60-70 %.
A zatem powtórzmy:
Nas nie interesuje, czy OZE jest tańsze od atomu, nas interesuje, czy będzie taniej. Interesuje nas tylko jedno LCOE – koszty krańcowe KSEE obarczonego OZE lub np. wyposażonego w atom, dla porównania.
Nas nie interesuje ranking 10 wskaźników cząstkowych, ponieważ prowadzi on do błędnej operacji prowadzenia badań wewnątrz osłony bilansowej. Interesuje nas tylko 1 wskaźnik, za to ustalony na podstawie strumieni kosztów przecinających osłonę bilansową zatoczoną wokół całego systemu.
Dużo szkody czyni wadliwość nazewnictwa „źródeł” energii: cud źródeł nie istnieje. Są tylko urządzenia konwersji energii z postaci pierwotnej do elektrycznej. Jeśli te urządzenia posiadają zapewniający sterowalność magazyn długookresowy, to zwykle nazywamy je elektrownią. Ale zieloni żądają rozdzielenia przedmiotowych funkcji i autor w swojej pracy to uwzględnił.
Wymagana moc elektrowni sterowalnych (w tabeli patrz kolumna 3)
Wszystkie pozycje w tej kolumnie prezentują największe godzinowe zapotrzebowanie KSEE wynoszące 27375 MW odnotowane w dniu 12.02.2021 o godz. 11:00. Podana wymagana moc elektrowni sterowalnych rzecz jasna musi być większa o inżynierskie współczynniki zapasu na stabilność systemu i rezerwację możliwych ubytków awaryjnych. Jeśli ktoś chce robić analizę uwzględniającą rozwój, to oczywiście można zamiast 27,4 GW wpisać np. 35 GW na rok 2035 i wykonać analizę nową. W tym miejscu jednak chodzi o to, aby uświadomić czytelnikowi, że moc sterowalna 27,4 GW plus zapas, wraz z przynależnymi magazynami długookresowymi jest wielkością obligatoryjną w każdym wariancie rozwoju. Nie ma znaczenia, czy zbudowany zostanie system oparty o węgiel, wiatr, wodór, atom, etc. - posiadanie sterowalnej mocy 27,4 GW (plus zapas) jest nieuniknione i wymagane zawsze.
Przyznajemy, że w tabeli w pozycji H3 można zamiast 27,4 GW wpisać 26,8 GW, i już podajemy uzasadnienie.
Moc dyspozycyjna fotowoltaiki wynosi zero %. Tym samym wskaźnik zastępowalności mocy elektrowni węglowych za pomocą fotowoltaiki wynosi zero %.
Przykładowo, w dniu 7 grudnia 2021 godz. 17:00 maksymalne godzinowe zapotrzebowanie w porze NOCNEJ wyniosło 27,212 GW. Kto wątpiłby w prawdziwość tez autora, przypominamy, że zachód słońca następuje wtedy, kiedy tarcza słoneczna całym obwodem zejdzie pod horyzont (dyskusję o refrakcji pomijamy). Rzeczone 27,2 GW jest do pokrycia na węglu minus niewielkie moce na wodzie, biomasie i gazie. Dyspozycyjność fotowoltaiki wynosi zero %, ponieważ w porze nocnej ona nie działa, a zapotrzebowanie nocne prawie nie różni się od dziennego.
12 grudnia 2021 godz. 11:00 max zapotrzebowania dziennego 27,375 GW
07 grudnia 2021 godz. 17:00 max zapotrzebowania nocnego 27,212 GW
Zachód słońca 15:47
24 sierpień 2022 godz. 13:00 max zapotrzebowania dziennego 23,1 GW
24 sierpień 2022 godz. 21:00 max zapotrzebowania nocnego 22,9 GW
Zachód słońca 19:42
Proszę nie mieć złudzeń, 24 sierpnia 2022 godzinę później zapotrzebowanie 21,6 GW również było do pokrycia na węglu bez „dobrze wpisującej się w zapotrzebowanie fotowoltaiki”. To mit. Fotowoltaika „wspiera” system tylko w południe, nie wspiera przy porannych gradientach podjazdu i całym wieczornym szczycie energetycznym.
Proszę spojrzeć na wykres generacji fotowoltaicznej w Niemczech w dniu 16 sierpnia 2022, rysunek poniżej.
Przyznajemy, że zapotrzebowanie między godz. 12:00, a 22:00 spadło "aż" o 15 %, ale czy to miałoby być dowodem, że fotowoltaika wieczorem nie potrzebna? Jej moc w tym czasie spadła o 100%.
Dyspozycyjność fotowoltaiki jest zerowa, więc o wskaźniku dyspozycyjności OZE decyduje minimalna moc wiatru. Na danych godzinowych PL 2022 osiągi wiatru są następujące:
- max wiatru 7185,0 MW,
- min wiatru     33,7 MW,
co gwarantuje, że budowa wiatraków o mocy osiągalnej 7,2 GW umożliwia wycofanie
100*33/7185=0,47 % mocy elektrowni węglowych. Ale w przyszłości wiatraki będą lepsze, więc autor założył tło wiatru na poziomie 1 % mocy osiągalnej.
Dla systemu 100 % OZE autor szacuje konieczność budowy 60,7 GW wiatraków, patrz pozycja H5. Jeden procent z tego to 0,6 GW. Dlatego w pozycji H3 wymaganą moc elektrowni można obniżyć z 27,4 GW do 26,8 GW. Przy mniejszych udziałach OZE jego dyspozycyjność jest tak znikoma, że trudno sobie wyobrazić, aby przy zapotrzebowaniu 27,4 GW nie należało mieć sterowalnych elektrowni 27,4 GW plus zapas.
Zwolennicy energetyki odnawialnej przyciśnięci do muru pytaniem, "kto ma dostarczać prąd po zachodzie słońca w dni bezwietrzne?" próbują się bronić, argumentując, że mogą to robić sterowalne elektrownie odnawialne. Czy to możliwe? Nie.
Owszem, takowe OZE istnieją, ale mamy tu dwa zarzuty:
- istniejące bilanse dostępności nie wskazują, aby za ich pomocą można było uzyskać moce porównywalne z mocami całego KSEE (nie mamy tyle ścieków, ekskrementów i odpadów rolniczych, aby zbudować biogazownie zastępujące zawodowe bloki energetyczne, na wykresie powyżej pokazano, że Niemcom do zachodu słońca znika 32 GW foto, czyli 50 % zapotrzebowania: gdybyśmy mogli mieć tyle sterowalnych OZE, to nikt by się nie bawił w fotowoltaikę!),
- żadna z elektrowni odnawialnych nie życzy sobie pracować w złych warunkach ekonomicznych.
Sterowalne OZE chce, tak, jak wszyscy, pracować w podstawie obciążenia ze wskaźnikami wykorzystania 90 %, między innymi tak robią Niemcy, gdzie właśnie tylko biomasa osiąga
wsk. wykorzystania tak samo wysokie, jak atom. Dla odmiany, aby pracować w trybie regulacyjnym trzeba:
- zainwestować w urządzenia zapewniające sterowalność długookresową,
- zgodzić się na niższy zarobek w zamian za znacznie wyższe koszty.
"Biogazownia systemowa" nie może pracować tak, jak rolnicza biogazownia samorządowa. Gdy nam powieje w weekend, od piątku do poniedziałku - to proszę się wyłączyć, tak jak do tej pory tego żądano od węgla. Proszę zainwestować w znacznie większe silosy lub kawerny biogazu, proszę kupić tłocznie gazu do kawern, być może tłocznie z silosów do agregatów generacyjnych: to dobrze, że robicie biogaz, ale my go nie chcemy, aktualnie mamy dość wiatru i fotowoltaiki... Chcecie zarobić, gdy nie wieje - bardzo proszę, kupcie sobie większe maszyny, żeby pracowały krócej i zarabiały mniej. Chcecie zarobić, gdy nie świeci - bardzo proszę, okno dla was jest w godzinach 6-9 i 17-21, zapraszamy, w podzięce za wyższy koszt inwestycji możecie zarabiać tylko przez 6 godzin na dobę. Oczywiście wasza moc nie może być związana z ciepłownictwem, wy musicie pracować na żądanie dyspozycji mocy KSEE.
A zatem, to nie węgiel jest problemem. Problemem tym są podstawowe prawidła ekonomii: system posiadający wiatraki i fotowoltaikę zmusza do najmniej płatnej pracy elektrownie, którym stawiane są najwyższe wymagania.
Przewidywana moc źródeł odnawialnych w analizowanych wariantach rozwoju KSEE (w tabeli patrz kolumna 5)
Rozwój OZE nie wynika z potrzeb KSEE i jest realizowany arbitralnie. Oczywiście można się o to spierać, teoretycznie mamy tu znamiona rynkowości, ale chyba trudno byłoby zaprzeczyć tezie, że OZE rozwija się w wyniku daleko posuniętego interwencjonizmu. Moc źródeł OZE można sobie w kolejnych wariantach rozwoju wpisywać dowolną, jaką tylko lobbyści OZE mogą sobie wymarzyć. Jednak trzeba pamiętać, że zawsze w kolumnie 3 będzie figurowała pozycja wymagana moc sterowalna 27,4 GW z drobnymi uwagami, jak wyżej.
Jeśli lobbyści OZE wymuszą budowę 20 GW OZE, to będziemy utrzymywali
27,4+20,0 GW źródeł plus wsp. zapasu.
Jeśli lobbyści OZE wymuszą budowę 60 GW OZE, to będziemy utrzymywali
27,4+60,0 GW źródeł plus wsp. zapasu.
Jeśli lobbyści OZE wymuszą budowę 100 GW OZE, to będziemy utrzymywali
27,4+100,0 GW źródeł plus wsp. zapasu.
Celem tej pracy jest zwrócenie czytelnikowi uwagi, że koszty inwestycji w OZE nie likwidują kosztów stałych elektrowni rezerwowo regulacyjnych, więc w obszarze kosztów stałych system z OZE jest zawsze droższy o OZE i to jest wskazówka dla polityków. W obszarze kosztów zmiennych ma nastąpić korzyść w postaci ubytków kosztów paliwa.
Proszę jeszcze raz wrócić do zależności (2). Środkowy człon tej zależności, człon odpowiadający za koszty wymaganych mocy sterowalnych jest nieusuwalny i praktycznie niezmienny. Wszelkie pomysły na jego zmianę są tylko gorsze, tzn. droższe (wodór, magazynowanie, praca regulacyjna sterowalnych źródeł odnawialnych). Powtórzmy, że skutki wprowadzenia OZE oceniamy porównując LCOE_OZE z kosztami paliwa dla elektrowni sterowalnych, a nie LCOE źródeł. (Porównujemy pierwszy i trzeci człon zależności (2).
Prawidłową ocenę skutków dla całego systemu uzyskamy, gdy przykładowo utworzymy jedno LCOE systemu uwzględniające jednocześnie:
- koszty 27,4 GW „kosztownych” mocy sterowalnych z magazynami,
- koszty 100 GW „darmowego” OZE,
- koszty (zmniejszające się) paliwa.
Przewidywana moc wiatraków i fotowoltaiki w teoretycznie idealnym systemie 100 % OZE opartym o magazynowanie w wodorze (w tabeli pozycja H5).
Ta pozycja powstała, jako wynik autorskiej symulacji, w której wykonano obliczenia za 8 lat x 8760 godzin plus lata przestępne. Przyjęto zapotrzebowanie rzeczywiste PL godzinowe, osiągi wiatru i foto przyjęto niemieckie godzinowe i przeskalowano je do potrzeb PL. W miarę możności przeskalowano osiągi z lat poprzednich na ostatnie, uznając, że OZE w tych ostatnich jest nowocześniejsze. Symulację wykonano dla systemu z zapotrzebowaniem 27,4 GW max i 19,2 GW średnio. Mamy pewność, że tyle wiatru, słońca i zapotrzebowania było, ta część symulacji jest "mocna". Są dwie słabości opisane w dwóch akapitach poniżej.
Należy bowiem uwzględnić, że oprócz rzeczonych OZE kontrowersyjnych mamy też elektrownie wodne i biomasowe, powiedzmy 2 GW. Zatem w proporcji (19,2 - 2,0) / 19,2 można wyniki obliczone przez autora pomniejszyć. Więc być może nie trzeba 107,2 GW wiatraków i foto, a zaledwie 96 GW wiatraków i foto. W każdym bądź razie każde OZE sterowalne zmniejsza negatywne skutki stosowania OZE.
W dyspucie pominięto elektrociepłownie, z którymi nikt nie wie, co zrobić, oprócz „zielonych”, którzy wiedzą, że należy je zlikwidować. Ale wtedy zamiast każdego bloku generującego 50 MW prądu i 100 MW ciepła pojawi się zapotrzebowanie na 100 MW prądu dla pomp ciepła, które w warunkach szczytowych tracą korzystny wskaźnik sprawności 3:1 i przechodzą na grzałki 1:1. Próba likwidacji / zamiany EC na pompy ciepła to "150 MW prądu w plecy" na każdych 50 MW prądu istniejących w dotychczasowych bilansach szczytowych. Takich scenariuszy autor nie rozpatrywał, ponieważ wydają się być ekstremizmem takim, jak przyklejanie się do asfaltu w proteście przeciwko zmianom klimatu. Uwzględnienie generacji wymuszonej EC jest trudne, ponieważ nie jest możliwe, aby znać godzinowe moce cieplne dla wszystkich zakładów w Polsce. Tu można przedłożyć tylko szacunki.
Podane 60,7 GW wiatru + 46,5 GW fotowoltaiki to wielkość maksymalna zapewniająca idealne wyrównanie nadwyżek i niedoborów OZE w skali 8 lat, czyli idealny KSEE oparty o „odnawialność”.
Jeśli chcemy wyeksportować z KSEE energię do systemów transportu i komunikacji, to trzeba planować wielkości większe. Eksport nadwyżek energii zielonej z KSEE do transportu lub chemii przy średnim udziale OZE mniejszym od 100 % oznacza, że w okresach niedoboru OZE jedziemy po staremu na węglu.
Kto by wątpił w dokładność badań autora, odpowiemy: doprawdy, gdy chcemy przy zapotrzebowaniu średnim 19,2 GW zbudować 100 GW OZE, to jest bez znaczenia, z jaką dokładnością autor pracę wykonał. Czy gdy okaże się, że autor się myli i zamiast 107 GW wiatraków i fotowoltaiki wystarczy zaledwie 89 GW, to poczujemy ulgę? Zadaniem polityków będzie podjęcie decyzji, czy chcemy zastawić naszą ziemię urządzeniami w rozmiarze 6 GW atomu, czy też w rozmiarze 100 GW wiatraków i paneli foto. Bez takich mocy system nie będzie „w pełni odnawialny” i „klimat nie zostanie uratowany”.
Ponieważ w dyspucie padają liczby rzędu 60 % udziału OZE, to wynik badań autora każdy może samodzielnie przemnożyć przez 0,6.
Można też ustalenia autora pomnożyć przez 0,521 i uzyskamy wymagane ilości OZE dla realizacji średniego zapotrzebowania 10 GW z zapewnieniem, że cała nadwyżka i niedobór OZE zostanie idealnie zbilansowana w wodorze. Do tego trzeba 55,9 GW mocy wiatraków i foto, z możliwością jednoczesnej generacji 42,8 GW plus 31,9 GW elektrolizerni i 12,7 GW elektrowni wodorowych. Podsumowując ten akapit:
na 10 GW średniego zapotrzebowania potrzeba 55,9+31,9+12,7= 100 GW urządzeń energetyki odnawialnej.
To już wielkość referencyjna, nie objęta zastrzeżeniami autora co do udziału generacji elektrowni wodnych i EC.
Moc urządzeń ładowania magazynów (w tabeli patrz kolumna 7).
Jak wspomniano, na żądanie "zielonych" następuje rozdzielenie funkcji elektrowni od funkcji ładowania magazynów, magazynów i rozładowania magazynów.
Niezwykle proste jest ładowanie magazynów węgla. Strumień miału energetycznego 21 GJ/t w ilości 400 t/h, to 2333 MW energii chemicznej, czyli dla elektrowni o sprawności 0,4 jest to strumień energii elektrycznej 933 MW. Dla ładowania magazynu z mocą j.w. wystarczy kilka taśmociągów z silnikami po 10 kW i zwałowarka 100 kW, razem założmy przykładowo 140 kW.
Ładowanie magazynów paliw płynnych wymaga pomp o mocy szczątkowo niskiej w stosunku do mocy zawartej w paliwie, stąd sukces benzyny w transporcie. Gorzej z samym magazynem, bo to już nie jest „ogrodzone powietrze”, jak na składzie węgla, a są to skomplikowane zbiorniki.
Ładowanie magazynów gazu wymaga już mocy istotnych, bo praca kompresora 70 bar kosztuje. Wymagane inwestycje w stacje zatłaczania gazu będą zależne od udziałów OZE i elektrowni gazowych, ale należy sądzić, że wzrosną wprost proporcjonalnie do zapotrzebowania. Jeśli chcemy o połowę więcej gazu, to trzeba o połowę więcej tłoczni do magazynów.
Dla atomu w przypadku mocy ładowania magazynu nie ma o czym mówić: to koszt pracy suwnicy raz na kilka lat. Magazynem energii jest po prostu reaktor.
W przypadku OZE wymagane moce urządzeń ładowania magazynów energii są tysiące razy większe od mocy urządzeń przeładunkowych w tradycyjnej gospodarce energetycznej, są to po prostu moce 1:1.
Jeśli chcemy ładować magazyn bateryjny z mocą 100 MW, to ładowarka musi mieć moc 100 MW, przy czym do magazynu pójdzie 95 MW (przy sprawności 0,95, jeśli tak wysokosprawne ładowarki powstaną, bo ładowarki zabawkowe są dużo gorsze).
Jeśli chcemy ładować magazyn wody w elektrowni szczytowo pompowej z mocą 100 MW, to pompa musi mieć moc 100 MW, przy czym do magazynu pójdzie 90 MW (przy super sprawnej pompie i "bezstratnym" silniku).
Jeśli chcemy ładować magazyn wodoru z mocą 100 MW, to elektrolizernia musi mieć moc wejściową 100 MW, przy czym na magazyn pójdzie 75 MW (przy najlepszych teoretycznie w przyszłości elektrolizerniach).
Wielkoskalowe ładowanie magazynów energii elektrycznej wymaga po prostu całych fabryk i całej gałęzi przemysłu magazynowego.
Patrząc pod względem ekonomicznym: zawsze bardziej opłacalne jest magazynowanie surowców, bo mniejszy jest koszt kapitału zamrożonego w magazynie. Magazynowanie wyrobów gotowych jest kosztowne, nie po to produkujemy, aby towar zalegał w magazynach, chcemy go sprzedawać na pniu.
Wymagana moc urządzeń ładowania magazynów w wariantach z dużym udziałem OZE wynosi tyle, ile nadwyżka OZE.
Jeśli przy zapotrzebowaniu 20 GW zdarzą się 34 GW wiatru i słońca, to trzeba zbudować
14 GW elektrolizerni, ładowarek i ESP.
Jeśli przy zapotrzebowaniu 14 GW zdarzą się 74 GW wiatru i słońca, to trzeba zbudować
60 GW elektrolizerni, ładowarek i ESP.
Uwaga, dane powyżej są zaniżone, należy uwzględnić minimum techniczne elektrowni sterowalnych, które podbija moc nadwyżki OZE. Niektórych typów elektrowni rezerwowych nie da się wyłączyć do zera, ani uruchomić od razu. Tym bardziej nie będzie to możliwe w okresie współistnienia węgla i OZE, a także przy współistnieniu atomu i OZE.
Ktokolwiek chciałby w dyspucie wybielać OZE i np. dyskredytować atom, jeśli pomija wymagane horrendalne moce urządzeń ładowania magazynów energii popełnia nieprawość.
Ktokolwiek chciałby w dyspucie bronić atomu i dyskredytować OZE, jeśli pomija wymagane horrendalne moce urządzeń ładowania magazynów energii popełnia błąd taktyczny, ponieważ w docelowych systemach OZE problem magazynowania energii jest kluczowy i jest nierozwiązany. Odpowiednio tanie, pojemne i wydajne wielkoskalowe magazyny po stronie energii elektrycznej nie istnieją i nie ma przesłanek fizycznych do ich wynalezienia.
Konieczność budowy niewyobrażalnych mocy instalacji ładowania magazynów jest zasadniczym elementem krytyki OZE. Jeśli dopuszczamy do posługiwania się wskaźnikami LCOE reklamującymi „tanie źródła” OZE, to zarazem dopuszczamy do zatajania kosztów wymaganych instalacji magazynowych. Być może tak w przyszłości ma być, tzn. cała energia będzie „darmowa” i dostarczana przez energicznych przedsiębiorców prywatnych w generacji rozproszonej, a gigantyczne koszty rezerwacji OZE będą ponosić państwowe magazyny wodorowe, bo nikt inny takich kosztów nie udźwignie. Zaczątek w postaci NABE już jest.
Ale autor wolałby, żeby osoby zajmujące się opisem ekonomicznym zjawiska OZE jednak dążyły do łącznej prezentacji skutków wprowadzania OZE. Zatem czekamy na podanie LCOE systemu wyposażonego w OZE, elektrolizernie, magazyny energii i elektrownie wodorowe. Cząstkowa informacja o „tanim źródle” OZE powinna być podawana tylko, jako element danych wsadowych do obliczeń całościowych.
Poleca się uwadze pozycję H7 w tabeli, to wymagana dla ładowania magazynów moc elektrolizerni w systemie w pełni odnawialnym. Być może to będzie jakimś argumentem dla polityków: 61 GW elektrolizerni przy średniej mocy polskiego zapotrzebowania 19,2 GW jednak robi wrażenie, a bez tego „całe KSEE” nie będzie zielone. Jak łatwo zauważyć, w tym miejscu autor celowo polemizuje z propagandowym hasłem „całe PGE zielone”, po którym aż się prosi dodać pytanie: „OK, no dobrze, tylko, gdy już całe PGE będzie zielone, to kto będzie robił prąd ?”
Wstępnie wiemy, że NABE, tylko czy to jest dobre? Zielone spółki będą opływały w dostatki, ich zyski nie pójdą w bezpieczeństwo energetyczne, tylko zostaną przejedzone. Koszty bezpieczeństwa poniesie NABE, czyli państwo. A jeśli bezpieczeństwo ma być osiągnięte z użyciem 10x droższych systemów wodoru zamiast zwykłego węgla to koszty będą porażające. „Zwykły węgiel” przynajmniej dostarcza temu państwu przychody ETS CO2. Powtórzmy, koszty rezerwacji nie będą wynikały z kosztów węgla i zamiana węgla na wodór nic nie pomoże. Koszty rezerwacji OZE wynikają z kosztów utrzymywania skomplikowanych urządzeń zdolnych robić to, czego OZE nie potrafi, jednak urządzeń z niskim czasem wykorzystania. To gotowa recepta na klęskę ekonomiczną, a jeśli komuś odbije i spróbuje to sprywatyzować, to mamy gotową receptę na gigantyczne, spekulacyjne wzrosty cen.
Warto podkreślić fatalne warunki ekonomiczne pracy elektrolizerni: przy systemie 100 % OZE dogmatyczne przejęcie całej nadwyżki OZE poskutkuje wskaźnikiem wykorzystania mocy zainstalowanej elektrolizerni na poziomie 14 %. Jeśli ktoś twierdzi, że może produkować wodór z wyższymi wskaźnikami wykorzystania, tzn. że zamierza pobierać energię OZE także w czasie, gdy nadwyżek nie ma, czyli zamierza robić popyt na węgiel.
61 GW elektrolizerni ze wsk. wykorzystania 14 % - to są docelowe warunki ekonomiczne świata, w którym system elektroenergetyczny będzie w pełni odnawialny.
Wymagana pojemność magazynów energii (w tabeli patrz kolumna 9).
Wbrew oszacowaniom zielonych, należy powiedzieć, że magazyny energii o pojemności 3-godzinnej zapewniające pracę tuż po zachodzie słońca, a także magazyny o pojemności 5-dniowej zapewniające „przetrwanie między frontami atmosferycznymi” w żaden sposób nie zapewnią ciągłości pracy KSEE. Dla Polski decydujące jest 5 tygodni na przełomie stycznia i lutego, kiedy może pojawić się centrum bezwietrznego wyżu gwarantujące brak wiatru w okresie, gdy słońce jest nisko i krótko.
Zielona gospodarka podlega takim samym prawom fizyki, jak każda inna gospodarka.
Obowiązkowe zapasy węgla wynoszą 30 dni średniego zużycia. Zapasy gazu 45 dni, paliw płynnych 3 miesiące. Jakikolwiek byłby poziom zielonych marzeń, po likwidacji paliw kopalnych natychmiast wrócilibyśmy do rzeczywistości. Zima w Polsce wymaga 30 dni zapasu energii, czyli zapasu
19,7 GW * 30 dni * 24 h.
Obowiązkiem systemów magazynowania nie jest zresztą tylko przetrwanie między okresami możliwej niedostępności OZE. Magazynowanie w ogóle ma buforować różnice między podażą, a popytem. Podane pojemności tradycyjnych magazynów energii (na paliwach kopalnych) nie wynikały tylko z prawdopodobieństwa wystąpienia zimy. Trzeba buforować wahania koniuktury gospodarczej. Buforowanie jest konieczne w skali sezonów i lat, na to trzeba nałożyć wieloletnie cykle pogodowe i cykle koniunktury gospodarczej. W pewnym zakresie należy przewidzieć nieprzewidziane, to mądrość znana w cywilizacjach ukształtowanych w klimatach zimnych. Jeszcze sto lat temu to była mądrość przekazywana dzieciom w bajkach o zaradnych zwierzątkach, wiewiórkach, orzeszkach, etc. Już w biblijnych przypowieściach o 7 latach mokrych i suchych zwyciężał ten, kto potrafił magazynować produkty w skali wieloletniej.
W przypadku covida spadek koniunktury zbuforowano w ten sposób, że oprócz magazynowania przy elektrowniach sypano na zwał także przy kopalniach - w ten sposób sztucznie zwiększono pojemność magazynów energii z 30 do 60 dni. W trakcie ożywienia gospodarczego po covidzie nadwyżka znikła. W przypadku wodoru nikt nie potrafiłby "szybko zbudować" dwa razy więcej skomplikowanych instalacji magazynowania wodoru - nadwyżki OZE by nie przejęto, a późniejsze ożywienie spowodowałoby niedobór energii. Przekonanie, że wystarczy przetrwać między frontami atmosferycznymi jest całkowicie naiwne.
Autor przestrzega też przed newsami w rodzaju "miliony ton węgla zalegające na zwałach dowodem upadku górnictwa". 30 dni to 6 mln ton węgla. Jeśli z powodu wahań koniunktury zapas urośnie do 45 dni, to "miliony robią wrażenie", ale to tylko wahania koniunktury. Spróbujcie wyobrazić sobie to samo na wodorze...
Nie można użyć eufemizmu i napisać, że propozycje "zielonych" ocierają się o futurystykę. Np. taki zapas w elektrowniach szczytowo pompowych wymagałby 7000 sztuk takich elektrowni. Nie mamy tylu gór do zabetonowania. Niektóre żądania „ekologów” nie „ocierają się”, tylko są niemożliwe.
Planując system oparty na OZE z magazynowaniem po stronie en.elektrycznej należy zakładać obowiązek posiadania magazynów o pojemności 30 dni. Jeśli takie nie zostaną wynalezione, to zawsze wróci ten "przeklęty węgiel".
Jeśli przymusowo zlikwidujemy kopalnie, to będzie import z Malezji. A węgiel kamienny z Malezji to iły i kamienie o kolorze węgla brunatnego, nie nadają się do EC, ani tym bardziej do palenisk indywidualnych, a zamówiony na zimę przypłynie na wiosnę.
Jeśli przymusowo zlikwidujemy elektrownie, to po prostu będzie katastrofa systemowa, bo 3-5 tygodni bez wiatru zimą to znacznie więcej, niż pojemność najlepszych obecnie baterii 3-5 godzin.
Kto w strategii rozwoju nie uwzględnia kosztu urządzeń ładowania magazynów i kosztu pojemności magazynów wprowadza społeczeństwo w błąd na temat „taniego” OZE.
W przypadku gazu ziemnego, jeśli zużycie ma być większe, to pojemność kawern gazowych proporcjonalnie musi być większa, albo obniżamy bezpieczeństwo energetyczne.
Wymagane moce urządzeń rozładowania magazynów i moce elektrowni przymagazynowych (w tabeli patrz kolumny 10 i 11).
W elektrowni węglowej pozycję „moc urządzeń rozładowania magazynu” można rozumieć dwojako: jest to moc urządzeń nawęglania kotłów, ale przecież jednocześnie cała elektrownia węglowa jest przymagazynowym urządzeniem rozładowania magazynu węgla.
Rozładowanie magazynu węgla z prędkością 400 t/h wymaga około 330 kW mocy, biorąc pod uwagę moc koparki i wszystkich taśmociągów od placu magazynowego aż do zasobników przykotłowych. Moce tych urządzeń są pomijalnie małe w stosunku do mocy w transportowanym paliwie.
Rozładowanie magazynu gazu wymaga mocy tłoczni z kawern do sieci. Z góry można powiedzieć, że wymiana wszystkich elektrowni węglowych na gazowe wymaga dwa razy więcej mocy tłoczni gazu. Nie patrząc na to, jakie ma być zużycie gazu, to znaczy nie patrząc na to, jaka miałaby być moc wiatraków i fotowoltaiki, przypominamy, że wymagana moc elektrowni sterowalnych to zawsze 27,4 GW plus zapas. A więc chwilowe pobory gazu, a więc chwilowe moce instalacji gazowych muszą zapewnić 27,4 GW mocy elektrycznej w przeliczeniu. Nie patrząc na to, czy gaz miałby być używany tylko pomostowo, czy docelowo, zapewnienie takiej mocy wymaga po prostu podwojenia mocy instalacji gazowych ponad moce wynikające z obecnego zużycia gazu. Moce urządzeń przeładunkowych gazu takich jak: floty statków, gazoportów, sieci do magazynów, tłoczni do magazynów i pojemności magazynów muszą wzrosnąć proporcjonalnie do zużycia. Moce tłoczni gazu z magazynów i moce sieci gazowych do elektrowni muszą wzrosnąć na pewno dwukrotnie. (No i musiałyby powstać moce elektrowni gazowych).
Ktokolwiek mówi, że LCOE OZE jest niskie i jeszcze stanieje, "tylko pomostowo trzeba zainwestować w gaz", niech spojrzy na łączne koszty takich inwestycji. Ponownie autor wzywa do wyliczenia jednego LCOE całego systemu: proszę bardzo, „tanie OZE”, ale razem z kosztem wymiany wszystkich elektrowni węglowych na gazowe i kosztem podwojenia mocy wszystkich instalacji gazowych. Do tego trzeba dodać utratę bezpieczeństwa energetycznego w wyniku przejścia z własnego węgla na obcy gaz. Ta utrata wcale nie musi polegać na problemach z dopłynięciem jednego tankowca. To także podatność na spekulacje cen na giełdzie w Nowym Yorku, Amsterdamie, etc.
Jeśli chodzi o moce urządzeń rozładowania magazynów energii odnawialnej to mogą mieć one postać osobnej elektrowni lub urządzeń odwracalnych. Elektrownią przymagazynową dla magazynu bateryjnego jest falownik. Elektrownie szczytowo pompowe najczęściej mają maszyny odwracalne. Wodór można spalać w elektrowni gazowo-parowej, a o tej wiemy, że ma opanowaną sprawność powyżej 60 % w instalacjach wielkoskalowych. Wodór można też spalać w ogniwach paliwowych, dla których obiecuje się osiągnięcie sprawności 60 % w przyszłości, ale nikt jeszcze nie zbudował projektów na skalę wodorowego Bełchatowa, więc nic o masowym spalaniu wodoru nie wiemy. Są obietnice budowy elektrolizerów odwracalnych, wtedy wyliczenia autora byłyby niesłuszne: w gospodarce OZE wodorowej Polska potrzebowałaby nie "aż" 196 GW urządzeń, a o 27,4 GW mniej, czyli "zaledwie" 168 GW urządzeń.
Albowiem w tabeli w pozycji H8 podaje się 196 GW, jako łączną moc wszystkich urządzeń wymaganych dla istnienia systemu 100 % OZE na wodorze. Obliczono ją, jako 60,7 GW wiatru + 46,5 GW foto + 61 GW elektrolizerni + 27,4 GW elektrowni wodorowych. I tego ostatniego składnika stosując elektrolizery odwracalne pracujące w ARCM dałoby się uniknąć.
Podane w tabeli kolumny 3 i 11 są tożsame. Zawsze potrzebujemy 27,4 GW elektrowni sterowalnych opartych na magazynach długookresowych, a elektrownie sterowalne zawsze z definicji są urządzeniami rozładowania magazynu.
Magazynów krótkookresowych autor nie uważa za wsparcie dla sterowalnych mocy dyspozycyjnych. Nawet, gdy będą oddawać energię jeszcze przez 3 godziny po zachodzie słońca. Przy nocach trwających 15-16 godzin na pewno zawiodą. Magazyny nawet do 60 h pojemności na pewno zawiodą. A cóż to jest 60 h, jeśli nie będzie wiać przez tydzień trwający 168 h ? Krótkookresowe magazyny nie mogą uczestniczyć w Rynku Mocy. Na wezwanie KDM na pewno zawiodą. KDM może ogłosić testowy lub rzeczywisty okres zagrożenia 30 listopada o godzinie 19:00, a o takiej godzinie większość magazynów po bezwietrznym tygodniu będzie pusta nawet, gdyby coś tam w listopadzie jeszcze świeciło.
Porównanie systemów z chwilowym udziałem OZE mniejszym i większym od 1,0 (w tabeli są to wiersze C,D,E oraz F).
Przy chwilowych udziałach OZE mniejszych od 1,0 OZE korzysta z utajonej premii polegającej na dekapitalizacji elektrowni węglowych. Koszty prowadzenia działalności rezerwowo-regulacyjnej są niskie, bo większość elektrowni jest zamortyzowana. Koszt budowy nowych mocy sterowalnych nie istnieje, kosztu paliwa ubywa, trwa okres oszustwa polegającego na przekonaniu, że „wystarczy zbudować więcej wiatraków”. Ale nawet w tym, korzystnym dla OZE okresie ceny energii rosną w wyniku chęci zapewnienia finansowania OZE wszystkimi pazernymi sposobami, w szczególności poprzez zbrodniczą dla społeczeństwa zasadę merit order działającą w połączeniu z ETS CO2.
W tym miejscu autor woli przyjąć zarzut "nienaukowości pracy z powodu stosowania zwrotów o charakterze mocno polemicznym", niźli próbować się hamować i szukać zgrabnych eufemizmów. Pomysł, aby klient zawsze i w każdych warunkach płacił najwyższą możliwą cenę energii, "aby zapewnić właściwe finansowanie OZE" na tak surową krytykę zasługuje. Jeśli OZE rozwija się dzięki pomocy publicznej, to zadaniem OZE jest odsprzedawanie całej produkcji po cenach non-profit do sieci publicznej i oczywiście ratowanie klimatu. Nie ma żadnego interesu społecznego w tym, aby na poziomie państwa tworzyć regulacje zapewniające eldorado prywatnemu biznesowi generującemu koszty następcze w pozostałej cześci systemu.
Ponieważ jednak każdego bezwietrznego wieczora węgiel rusza niezależnie od wszystkich regulacji prawnych i zwykłych chciejstw, a dla prowadzenia działalności gospodarczej pieniądze dostać musi, to po prostu wystawia większe rachunki, a rząd na przemian będzie to tymczasowo regulował, albo udzielał wsparcia.
Wszystkie elektrownie i „źródła OZE” w układach mieszanych pracują na niskich wsk. wykorzystania mocy zainstalowanej. Słynny propagandowo „mix” jest źródłem drożyzny, bo oprócz górników trzeba utrzymać armie lobbystów wiatraków i sprzedawców fotowoltaiki, a w przyszłości górników wodorowych. Antyteza ekonomii.
Przy chwilowych udziałach OZE przekraczających 1,0 pojawia się problematyka nadwyżki OZE. W praktyce wcześniej, ze względu na minimum techniczne elektrowni cieplnych. Jak na razie nikt nie spróbował rozwiązać problemu nadwyżki OZE poprzez uruchomienie tak medialnie oczekiwanego magazynowania energii elektrycznej odnawialnej.
Spójrzmy na dane dla Niemiec za 2022:
- zapotrzebowanie 483 736 669 MWh,
- generacja wiatru 125 339 348 MWh,
- generacja foto 55 440 975 MWh.
Średniorocznie udział wiatru i foto przy danych j.w. wynosi w Niemczech 37,4 %. Do 60 % OZE bardzo daleko. Kto daje się nabrać na dokonywane na forach wpisy w rodzaju „Niemcy już mają 50 % OZE” musi wiedzieć, że Niemcy korzystny OZE wynik robią na biomasie. Trzeba z tego tytułu dodać 8 % biomasy i nieliczące się resztki na wodzie.
Zdaniem autora nie da się napisać opracowania o OZE nie prezentując wykresów rocznych uporządkowanych. A przynajmniej tego jednego poniżej:
Na rysunku powyżej roczny, uporządkowany wykres udziałów wiatru i słońca w zapotrzebowaniu Niemiec za 2022, na danych godzinowych ENTSOE.
Ponownie jest to antyteza ekonomi: duże moce krótko, długo moce niskie. Proszę sobie ten wykres przemnożyć intuicyjnie przez jakiś wsp. rozwoju, obojętnie, 1,1, czy też 1,2 i odpowiedzieć na pytanie, jakie jest statystyczne prawdopodobieństwo powstawania nadwyżki OZE do zmagazynowania? Przy udziale wiatru i foto 37 % mowa o kilku dniach. To będą wichury w święta, słońce na Wielkanoc. Żadna elektrolizernia nie utrzyma się w ruchu na zasadach komercyjnych. Dlatego nadwyżki wiatru Niemcy albo wpychają sąsiadom, albo wiatraki wyłączają. Wodoru nie ma, nawet Niemcy nie uruchomili.
Czy rzeczywiście przy chwilowych udziałach OZE >1,0, albo przy średnim udziale 60 % dojdzie do uruchomienia gospodarki magazynowej – tego się dowiemy. Ale wtedy wypłyną wreszcie rzeczywiste koszty systemów gospodarowania OZE. „Taniego OZE” wraz z magazynami, które póki co na razie muszą być drogie, ale w przyszłości to na pewno postęp techniczy umożliwi....
Na rysunku porówanie rocznych, uporządkowanych wykresów udziałów wiatru i słońca w zapotrzebowaniu Niemiec i Polski za 2022, na danych godzinowych ENTSOE i PSE.
Czy odgadniemy, co nas czeka po ponad dwukrotnym zwiększeniu mocy wiatraków i foto? Tak – będą chwilowe rekordy medialnie nagłaśniane i nic poza tym, żadnej istotnej nadwyżki OZE do przerobienia na wodór.
Przy okazji: moc dyspozycyjna OZE w obu przypadkach ma wartość śmieciową, patrz prawy dolny róg wykresu, powtarzamy do znudzenia, że elektrowni sterowalnych zawsze trzeba mieć 27,4 GW plus zapas, zawsze liczone z wyłączeniem OZE.
Omówienie wariantów "tylko węgiel" i "tylko atom" (w tabeli patrz wiersze B oraz I, a także wariant mieszany G).
W przypadku zestawu tylko elektrowni sterowalnych z góry wiadomo, że wsk. wykorzystania mocy zainstalowanej osiągną poziom rzędu 72 %, bo taka jest zmienność obciążenia KSEE. W takich systemach elektrownie mogą się utrzymać na zwykłych zasadach działalności gospodarczej, nie jest potrzebne tworzenie osobnego rynku energii i mocy. I przez pierwsze 100 lat rozwoju energetyki, także w potrafiącym liczyć pieniądze kapitalizmie żadna giełda energii nie była potrzebna i nie było potrzebne jej sztukowanie rynkiem mocy i agencją narodowego bezpieczeństwa. Zaburzenie normalnych zasad gospodarowania wynika tylko z interwencjonizmu OZE realizowanego, o zgrozo, pod płaszczykiem „liberalizacji rynku”.
W wariantach opartych na elektrowniach sterowalnych ponosimy koszt mocy 27,4 GW plus koszty paliwa (węgla, gazu, atomu) i tylko to.
W wariantach z OZE zawsze ponosimy koszty mocy sterowalnych 27,4 GW oraz oprócz tego koszty OZE i całej gospodarki magazynowej OZE.
Dlatego za racjonalny należy uznać wariant rozwoju 55 % atomu i 45 % węgla. Zapewnia dostatecznie silne wsparcie dla idei "ratowania świata" i jednocześnie stanowi rozwiązanie problematyki sterowalności KSEE. 100 % OZE to tylko dogmatyzm. Wysiłki nauki raczej należy kierować na podniesienie bezpieczeństwa atomu, ponieważ jest tu jeszcze o czym dyskutować, niźli na rozwiązanie nierozwiązalnego: nie da się produkować z wiatru bez wiatru i ze słońca bez słońca.
Omówienie systemu 100 % OZE na wodorze (w tabeli patrz wiersz H).
W systemie zdolnym dostarczać średnio 19,2 GW energii za pomocą tylko wiatraków, fotowoltaiki i magazynów wodoru potrzeba:
- 27,4 GW elektrowni wodorowych,
- 60,7 GW wiatraków,
- 46,5 GW fotowoltaiki,
- 61,2 GW elektrolizerni,
razem 195,8 GW urządzeń.
Jeśli ktoś będzie chciał powyższe dane wykorzystać do analizy systemów mieszanych proszę je odpowiednio przeskalować w dół. Jeśli ktoś będzie chciał eksportować energię z KSEE do transportu, hutnictwa, etc. proszę moce źródeł OZE przeskalować w górę.
Oraz trzeba magazynów wodoru o pojemności 13 824 000 MWh energii elektrycznej w przeliczeniu. A po uwzględnieniu sprawności konwersji wodoru na prąd 60 % - więcej o 1,0/0,6 razy licząc w energii chemicznej. Uzupełnijmy, że na węglu to jest zwykłe 6 mln ton „zalegającego niepotrzebnie na zwałach”, czyli zwykły 30 dniowy zapas w magazynie energii chemicznej paliwa. Ale teraz to musiałyby być kawerny wodorowe wraz z tłoczniami.
Poniżej próba prostego oszacowania, czym różniłby się system 100 % OZE od 100 % atomu. Autor nie przyjmuje za nią odpowiedzialności, ponieważ jeszcze nikt nie dokonał oszacowania kosztów idealnego systemu odnawialnego.
Przyjmując wskaźniki:
- 5 mln zł/MW dla elektrowni wodorowej,
- 11 mln zł/MW dla wiatraka,
- 3 mln zł/MW dla fotowoltaiki,
- 8 mln zł/MW dla elektrolizerni,
powiemy, że budowa wyżej wymienionych 196 GW mocy OZE i elektrolizerni wymaga 1 434 mld zł plus koszty sieci elektrycznych i wodorowych plus koszty magazynów wodoru.
Przyjmując wsk. 26 mln zł/MW dla atomu powiemy, że budowa 27,4 GW elektrowni atomowych wymaga 712 mld zł. Oprócz tego będą koszty paliwa jądrowego.
Przypomnijmy główną tezę autora: aby dojść do takich konkluzji nie można porównywać LCOE „źródeł”. Należy porównywać LCOE całego systemu w badanych wariantach.
Autor stoi na stanowisku, że:
- system z „tanim” OZE jest drogi,
- system z „drogim” atomem jest tani.
Niniejsza publikacja nie stanowi bezkrytycznego poparcia dla atomu. Natomiast stanowi protest przeciwko rozpowszechnianiu przekonania, że OZE jest tanim sposobem na rozwiązanie problemów klimatycznych.
Czytelniku wybieraj:
albo 27,4 GW elektrowni sterowalnych,
albo 196 GW elektrowni odnawialnych wraz z utopijnie wysokimi kosztami gospodarki wodorowej.
[1] Czy LCOE jest dobrą miarą rentowności inwestycji w energetyce? Jerzy Dzieża