W części pierwszej napisano, że harmonijka chromatyczna to instrument trudny, i jeszcze trzeba dodać, że drogi. A już za PRL przelicznik dolarowy był taki, że był to instrument poza zasięgiem młodego, pełnego zapału człowieka.
A skoro nie grano, to i nie tworzono, a literatura musi być. Wszelkie transkrypcje z innych instrumentów to już tylko ersatz. Oczywiście takie transkrypcje są możliwe, przy doborze właściwej tonacji można zagrać i Horę staccato, albo Ciocârlię (Pacsirta Skowronek 1889 Dinicu, dla niektórych "Kałasznikow" ponad 100 lat później), ale to są już tylko lepiej, lub gorzej zrealizowane transkrypcje.
Oryginalne kompozycje na harmonijkę chromatyczną są, i to piękne, aczkolwiek w Polsce nieosiągalne nawet w czasach powszechnego dostępu do internetu. Owszem, w Polsce mamy koncert na harmonijkę i skład symfoniczny autorstwa Zygmunta Zgrai (jeden z kilku zaledwie na świecie), ale to znowóż jest poziom "lekko za wysoki" dla początkujących. Niemniej, kto chce ładnie grać musi literaturę dedykowaną dla harmonijki zdobyć, trudno jest się uczyć nie poznając osiągnięć i techniki innych !
W każdej instrukcji ta nudna część BHP musi być, więc i my piszemy.
Do dentysty paszoł won. Ząbki muszą być wyleczone i regularnie kontrolowane.
Po zakończeniu gry każdorazowo szmatka do
ręki, spirytus na szmatkę i to, co zaśliniliśmy czyścimy. Higiena musi być.
Uczulenie na chrom i nikiel to poważne przeciwskazanie. Ratunkiem mogą być harmonijki z pokrywą plastikową, np. Hohner CX12, przy okazji dość dobre brzmienie. Na dodatek harmonijka to instrument zużywający się. W pewnym stopniu możliwe jest nastrojenie. Fajla do ręki (pilnik) i jedziesz. Strojenie polega na szlifowaniu pilnikiem końcowej części stroika, gdy chcemy dźwięk podnieść w górę, lub podpiłowanie stroika u nasady, gdy chcemy dźwięk obniżyć.
Jak łatwo zauważyć, taka robota to działanie niszczące, możliwe tylko w ograniczonym stopniu. Robota benedyktyńska, mowa o piłowaniu metalu o rozmiarach np. 1 x 10 mm. Na dodatek oczywiście trzeba wiedzieć, co się robi i bez słuchu absolutnego pozostaje możliwość skorzystania z elektronicznego wskaźnika częstotliwości, ale nie czarujmy się - bez wprawy zawodowego stroiciela taka robota wam nie wyjdzie. Można próbować z wypiekami na twarzy piłowania instrumentu za 1000 zł, ale szanse na sukces są nikłe.
Ostatecznie można wymieniać stroiki, ale trzeba mieć wybijarkę do nitów i nitownicę, do, przypomnijmy elementów wymagających precyzji prawie zegarmistrzowskiej.
Kto się jeszcze nie przestraszył, to wracamy do muzyki.
Z części pierwszej pamiętamy, że grając na harmonijce powinniśmy dążyć do wykorzystania różnego rodzaju wielodźwięków.
W takim razie spójrzmy na przykład poniżej. To fragment utworu Deszczowe wspomnienia, którego kompozytorem jest Jan Busz ( możemy chyba zdradzić, że także energetyk i muzyk), słowa Jan Kaintoch, w aranżacji własnej).
Wersja do pobrania tutaj.
Proszę spojrzeć na nutki dla harmonijki (pięciolinia druga). Dla akordu Dm7 pasowało tam użycie dwudźwięku a1-f2.
Przy akordzie B7+ użyto dwudźwięku d2-f2.
Przy akordzie F7+ użyto dwudźwięku c2-e2.
Przy akordzie Gm7+ użyto dwudźwięku f1-d2.
No i przy A7 użyto dwudźwięku g1-e2.
W podanym przykładzie harmonijka nomen omen rzeczywiście służy do tworzenia harmonii. Wcale nie musi służyć tylko do gry solowej. Stała się instrumentem towarzyszącym, uczestniczy w stosunkowo skomplikowanej harmonii, a wykorzystano tylko te dźwięki, które są.
To znakomita ilustracja tezy autora, że tak trzeba robić, żeby się nie narobić, z tym, że przedtem narobiono się przy aranżacji.
Harmonijka de facto robi tu za sekcję dętą. Ciężko będzie bez mikrofonów wyrównać siłę dźwięku w stosunku do fortepianu, ale wykonanie na żywo bez prądu jest możliwe.
No i przy okazji, to znakomite rozwiązanie dla faceta w średnim wieku, któremu poziom testosteronu już opadł nieco poniżej czubka nosa. Wtedy zauważamy, że obok nas są inni i zaczynamy tworzyć zespół.