Angielskojęzyczne określenie „blackout” nie jest merytorycznie ścisłe, ale je zastosowano z powodu dobrej rozpoznawalności. Ciemności, nawet rozległe, mogą wystąpić z wielu powodów, jednak pisząc o awarii systemowej mamy na myśli utratę możliwości współpracy synchronicznej źródeł przyłączonych do wspólnej sieci. Rzeczona sieć może być nawet całkowicie sprawna, jednak źródła się od niej odłączają z powodu nie utrzymania wymaganych parametrów technicznych. Dobrymi określeniami mogą być też „rozpad systemu” lub „utrata więzi łączących źródła” na skutek braku warunków do stabilnej współpracy, i (powtórzmy), za wyjątkiem ewentualnego zdarzenia początkowego, w sieci najczęściej nie uszkodzonej.
Raport Rządu Królestwa Hiszpanii z dnia 16 czerwca 2025 zaczyna się od kilkunastu stron różnorakich zastrzeżeń i wyjaśnień i my też od takich zaczniemy. Tytułem wstępu przedłożymy cytat ze strony 149 książki T.A.Heppenheimera "Podbój Kosmosu".
Korolow rozpoczął przygotowania do pierwszego startu w lutym 1957 roku, mając nadzieję, że lot odbędzie się w następnym miesiącu. Nastąpiły jednak opóźnienia i start przesunął się na maj. 15 maja wystartowała pierwsza R-7. Zerwał się jednak przewód paliwowy, powodując pożar i eksplozję rakiety po zaledwie stu sekundach lotu. Okazało się, że sfuszerowano robotę w hangarze Korolowa, niedbale montując przewód.
9 czerwca, a więc na dwa dni przed pierwszym lotem Atlasa, Korolow spróbował jeszcze raz. Tym razem silnik nie chciał odpalić. Znowu okazało się, że to wina jego montowni, gdyż ktoś zainstalował zawór paliwowy w odwrotnej pozycji. Takie dwa przykłady źle wykonanej pracy to zbyt dużo jak na zwykły przypadek. Jak pisze biograf Korolowa, Jarosław Gołowanow, „Korolow nigdy nie zaczynał szukać przyczyny awarii od analizy własnych błędów." Wolał zachowywać się tak, jak gdyby projekt jego rakiety był idealny, natomiast chętnie zrzucał całą winę na Głuszkę. W wyniku tego rodzaju sprzeczek błędy pozostawały czasem nie usunięte.
Korolow i tym razem usiłował wykręcić się od odpowiedzialności. Musiał napisać raport: sporządził go więc w wymyślny sposób, pracowicie wymieniając długą listę możliwych źródeł awarii, podając „najbardziej prawdopodobną przyczynę" pod sam koniec. Jego zwierzchnicy byli jednak zbyt doświadczeni na to, żeby dać się wodzić za nos. „Co z was za spryciarz... - powiedział jeden z nich. - Tyle tu smrodu o tym, co też mogli zepsuć inni, a tyle perfum w waszym własnym gównie..."
Zacytowano książkę z roku 1997, a jej oryginalny tytuł to „Countdown: a history of the space program”. Ze wszech miar polecamy twórczość pana T.A.Heppenheimera, ponieważ po mistrzowsku opisuje on procesy występujące na styku polityki oraz techniki i zarządzania techniką. Żeby była jasność, polecany autor nie jest rusofobem i z taką samą dociekliwością opisuje meandry polityki amerykańskiej. Bardzo płytkim byłoby postrzeganie tej książki, jako np. chronologii startów rakiet, chociaż sama technika opisana jest tam dobrze. Równie ważnym jest tutaj bowiem opis sposobów na pobudzenie milionów ludzi do realizacji fascynujących, poruszających i… całkowicie bezużytecznych lotów kosmicznych.
Pewne rzeczy potrafimy sobie ustalić, czy też wyspekulować od razu, jeszcze przed rozpoczęciem czytania raportu w sprawie blackoutu w Hiszpaniu w dniu 28.04.2025. Otóż nie ulega wątpliwości, że podstawowym celem przedmiotowego raportu Rządu Królestwa Hiszpanii jest „nie umoczyć”. „Nie podłożyć się”, nie pisać czegokolwiek, co mogłoby przynieść szkodę Rządowi Królestwa Hiszpanii. Jest to immanentna cecha każdego poważniejszego dokumentu. Przykładowo, pierwszym celem dowolnej opinii prawnej napisanej przez renomowanego i dobrze płatnego prawnika nie jest dobro klienta nawet, gdy prawnik ten jest na etacie w firmie, na rzecz której działa – pierwszym celem jest nie uczynienie szkody samemu sobie i przerzucenie ryzyka na opiniobiorcę. Większość z nas była też na szkoleniach BHP – pan „behapowiec” na pewno wam wyjaśni, że on nigdy za nic nie odpowiada, albowiem odpowiedzialność ponosi Pracodawca lub Pracownik, a sam nasz „behapowiec” tylko „życzliwie pomaga”.
Dopiero ewentualnie drugim celem przedmiotowego raportu jest wyjaśnienie przyczyn awarii po części na zasadzie już hobbystycznej, a po części dla zabezpieczenia interesów Rządu Królestwa Hiszpanii na przyszłość.
Dokładnie wszystkie zainteresowane strony wiedzą też z góry, że przedmiotowy Raport nie może generować krytyki w stosunku OZE, a szczególności do fotowoltaiki. To gra o najwyższą stawkę, a ewentualne niepowodzenia musiałyby doprowadzić do upadku wszystkich socjalistycznych rządów europejskich zaangażowanych od prawie ćwierć wieku w błędny, nie przynoszący właściwych efektów i kosztowny projekt energetyki odnawialnej. Nie użyliśmy tu słowa „kontrowersyjny projekt”, ponieważ projekt ten nie zasługuje na stosowanie sztuczek socjotechnicznych osłabiających retorykę.
Przykładem namnażania maskującego smrodu jest w omawianym raporcie np. część dotycząca cyberataku. Cyberatak nie był przyczyną awarii, ale zawsze do raportu można wkleić kilkadziesiąt stron standardowego opisu na temat wymogów, co do uwierzytelniania dostępu, wzmocnienia haseł, etc. Zawsze nadgorliwe po katastrofie służby będą się mogły wykazać (to mechanizm znakomicie opisany na pierwszych kartach Szwejka J.Haška), a wszyscy lubimy, gdy nadmiernie rozdęte procedury bezpieczeństwa zaczynają paraliżować firmę…
Winniśmy też czytelnikowi rys ogólny. Pomimo, jak pamiętamy, chwilowego udziału OZE=100 %, roczne udziały układają się nieco inaczej, a także sam „rekord” był odpowiednio spreparowany.
Podajemy dane średnie za rok 2024 dla Hiszpanii
Zapotrzebowanie 26,1 GW (w Polsce 18,6 GW)
Generacja 29,7 GW
Udział wiatru i słońca do zapotrzebowania 46,3 % (w Niemczech 43,4 %)
Udział wiatru i słońca do generacji 40,7 %
Dane dla rekordowego kwadransa 16.04.2025 g.11:15 wg.Entso-e
Zapotrzebowanie 27,8 GW
Generacja 35,1 GW
Udział wiatru i słońca do zapotrzebowania 90,2 %
Udział wiatru i słońca do generacji 71,6 %
Dane tuż przed awarią 28.04.2025 wg.Entso-e
Zapotrzebowanie 24,9 GW
Generacja 31,9 GW
Udział wiatru i słońca do zapotrzebowania 88,3 %
Udział wiatru i słońca do generacji 68,9 %
Pomimo mocno nagłośnionego chwilowego 100 % OZE w Hiszpanii, wiatr i fotowoltaika to źródła mocno niewydolne i rocznie osiągają udział zaledwie 46 % zapotrzebowania. Jest to zdaje się kres możliwości tej technologii bez wynalezienia cudownego sposobu na magazynowanie wielkoskalowe, ponieważ powyżej chwilowego udziału około 58 % OZE wszystkie kraje stosujące tę technologię są zmuszone do nieopłacalnego eksportu nadwyżki. Fizyka i technika nawet w Hiszpanii powstrzymują ideologicznych wariatów i nawet w podanych wyżej kwadransach rekordowych udział źródeł stabilnych w generacji utrzymywano około 30 %. W tym, w rekordowym kwadransie 16 kwietnia 2025 g.11:15 udział węgla, gazu i oleju wynosił 11 % (poza tym atom, biomasa i sterowalne elektrownie wodne). Mniejsza część nadmiaru OZE jest przejmowana przez elektrownie szczytowo pompowe, ale generalnie takie kraje z dużym udziałem PV, takie jak Hiszpania, Niemcy, czy też niestety także już Polska utrzymują się przy (elektrycznym) życiu tylko dzięki wsparciu sąsiadów. Powtórzmy więc, że nawet w godzinach największych rekordów PV nikt przy zdrowych zmysłach nie wyłącza źródeł sterowalnych (nawet w południe wiadomo, że za kilkadziesiąt minut fotowoltaiki będzie tylko ubywać), a ratowanie bilansu możliwe jest tylko zza pomocą eksportu. Bywa, że w takich godzinach w Europie regulują już tylko francuskie elektrownie atomowe. Nigdy nie zapominajmy, że OZE to instalacje niesamodzielne, i np. rozpatrywanie ich kosztu bez uwzględnienia kosztu wsparcia jest samooszukiwaniem się.
Raport został przyjęty przez władze Hiszpanii 16 czerwca 2025 i do nieoficjalnego obiegu informacji przedostał się pod angielską nazwą „Non-confidential version of the report of the committee for the analysis of the circumstances surrounding the electricity crisis of the April 28, 2025”. Jak sama nazwa wskazuje, jest on „nie tajny”, czyli niemiłosiernie ocenzurowany, pełen czarnych zakreśleń. Pokolenie naszych obywateli wychowanych „za komuny” doskonale umie czytać oficjalne komunikaty między wierszami. Jeśli ktoś coś cenzuruje, to właśnie tego obawia się najbardziej.
Jesteśmy w stanie zrozumieć, że nie ma potrzeby ujawniania np. nazw elektrowni, które tylko udostępniły dane badawcze, niech to będzie jakaś forma ochrony wizerunku. Rozumiemy też, że nie można dopuszczać do linczu na tych podmiotach, które jednak mogą być w jakiś sposób winne. Ale np. utajnienie typu źródła energii, np. utajnienie określenia „fotowoltaika” nie ma żadnego uzasadnienia prawnego. Przypomnijmy tu narzekania na system utajniania każdej krytycznej informacji w ZSRR, który liberałowie pogardliwie nazywali komunistyczną paranoją. Niewątpliwie miał on wpływ na nierozpowszechnienie wśród radzieckich inżynierów informacji o słabościach reaktora RBMK i z tego powodu, pomimo, że pewne zagrożenia były rozpoznane wcześniej – inżynierowie w Czarnobylu nie mieli o nich wiedzy dostatecznie ugruntowanej.
Natychmiast po awarii opinia publiczna dokonała linczu na fotowoltaice, przy czym, uwaga, przedmiotowego linczu nie dokonali hejterzy i miłośnicy teorii spiskowych, tylko renomowani specjaliści, profesorzy elektrotechniki. Zarzucali oni, że systemy z fotowoltaiką mają niską tzw. inercję, czyli nie mają zdolności do tłumienia zakłóceń. Dlatego z góry wiadomo także to, że jednym z celów hiszpańskiego raportu będzie pokazanie specjalistom gestu Kozakiewicza z domyślnym „a widzicie, myliliście się, niska inercja systemu nie miała wpływu”.
Ale, w dalszym ciągu przed rozpoczęciem czytania „Raportu”, zastanówmy się, jakie jest prawdopodobieństwo, że źródłem zakłóceń mogło być 11 % sprawdzonych od stu lat elektrowni węglowych, a jakie, że OZE pokrywające 88 % zapotrzebowania? Przy czym samo zapotrzebowanie było, jak na warunki hiszpańskie niskie, a samej fotowoltaiki w stosunku do zapotrzebowania było 77 %.
Zarówno raport Królestwa Hiszpanii, jak i nieco bardziej rzeczowy i nie zakończony raport Entsoe wskazują, że system w badanym dniu nie był prowadzony stabilnie. Co najmniej dwukrotnie wystąpiły niestabilności i kołysania mocy/częstotliwości. Pierwsze kołysania wystąpiły między dwoma połówkami Hiszpanii, a ściślej (gdyby była możliwość zrobienia takiej fotografii stroboskopowej) zobaczylibyśmy, że wszystkie instalacje w południowo wschodniej części kraju kręcą się z innym kątem fazowym, niźli źródła w części północno zachodniej. Problem rozwiązano poprzez zwiększenie ilości połączeń między omawianymi częściami kraju, ale w tym miejscu winni jesteśmy czytelnikowi jedno konkretne wyjaśnienie techniczne odnośnie techniki utrzymywania napięcia w sieci.
Otóż napięcie w sieci zamkniętej jest wskaźnikiem bilansu mocy biernej. Jeśli w sieci jest zbyt dużo mocy biernej o niewłaściwym znaku, to napięcie rośnie. Użyto określenia „o niewłaściwym znaku”, ponieważ z teorii elektrotechniki wiadomo, że istnieje zamienność nazewnictwa i „generacja mocy biernej indukcyjnej” oznacza jednocześnie „pobór mocy biernej pojemnościowej”. Mocy biernej mogą dostarczać do sieci: źródła wytwórcze, różnego rodzaju osobne kompensatory, i, uwaga: „puste” linie energetyczne, linie nie obciążone przepływem mocy czynnej.
Poniżej zamieszczamy rysunek z bardziej czytelnego raportu Entsoe (skopiowano 18.07.2025). Jest to przebieg napięcia w stacji elektroenergetycznej Carmona i stan wymiany mocy czynnej netto w Hiszpanii w minucie poprzedzającej blackout (źródło: dane PMU z Red Eléctrica).

Wykres niebieski pokazuje, że moc czynna w liniach wymiany spadała, a napięcie (wykres pomarańczowy) rosło. W załączniku na końcu pokazujemy dodatkowe szczegóły dotyczące regulacji mocy biernej w systemie elektroenergetycznym.
Zatem, zauważmy, że gdy w warunkach stosunkowo niskiego obciążenia dołączono do systemu więcej „pustych” linii, to owszem, rozwiązano problem stabilnościowy wymagający wzmocnienia więzi między połówkami Hiszpanii, ale i dołożono do sieci napięcia, a ostatecznie wzrost napięcia właśnie był przyczyną kaskady wyłączeń. W dotychczasowej praktyce nie stanowiłoby to problemu, ponieważ moc bierną regulowały elektrownie węglowe lub w Hiszpanii gazowe, ale pamiętamy, że tych przecież było mało. Operatorzy hiszpańscy zgłosili pretensje, że ta resztówka stabilności słabo regulowała moc bierną, że ktoś pozwolił jakiejś elektrowni gazowej na postój… Czy ta przedostatnia elektrownia gazowa poszła w odstawkę z powodu remontu, czy też nie chciała utrzymywać się w ruchu przy ujemnej cenie prądu – to już będą ustalać historycy walki z klimatem, w każdym bądź razie czytelnik zechce zauważyć, że autor wpuszcza go w maliny tak samo, jak hiszpańscy zieloni, kierując narrację w kierunku „winy” elektrowni na paliwa kopalne, których było … 11 %.
Jak żeście to wy, apologeci klimatyzmu sobie wyobrażali, że przy 100 % OZE dalej odpowiedzialnością za sterowanie i utrzymanie systemu będziecie obarczać węgiel? Że niby za regulację napięcia i częstotliwości będą odpowiadać nie istniejące już elektrownie węglowe? Chyba jest oczywiste, że przy takich udziałach OZE pora wreszcie na siebie wziąć odpowiedzialność, z tym, że uwaga – wtedy skończyły by się czasy radosnej twórczości, no i nie odbyłoby się to za darmo. Do tego jednego przynajmniej Hiszpanie się przyznają, i przedmiotowy „Raport” na stronie 66 stwierdza:
Z kolei odnawialne źródła energii, kogeneracja i odpady, zgodnie z Dekretem Królewskim 413/2014 z dnia 6 czerwca, podlegają współczynnikowi mocy (czyli po staremu), chociaż od lat odnawialne źródła energii posiadają już możliwości technologiczne umożliwiające im działanie w trybie generacyjnym, przepisy jeszcze tego nie wymagają ani nie pozwalają im na to.
Innymi słowy, zawiniła polityka „maksimum profitów i zero obowiązków systemowych dla odnawialnych źródeł energii”. Nawet w obszarze regulacji napięcia, w którym to obszarze są pewne możliwości techniczne – rządy europejskie i rząd Europy spały od roku 2014 (jak w Hiszpanii), ograniczając działalność tylko do masowego dotowania fotowoltaiki i „tępienia” elektrowni odpowiedzialnych za system.
Oczywiście Hiszpanie przyznają się do tego, co mniej więcej wiadomo, że w jakiś sposób można próbować naprawiać. Ten sposób (wykorzystanie OZE do regulacji napięcia) będzie dostępny do korzystania w czasie pracy OZE. W czasie niedostępności OZE teoretycznie mają wrócić elektrownie sterowalne, ale uwaga: zieloni, z powodu dysproporcji mocy szczytowej OZE do zapotrzebowania żądają budowy zbyt dużej ilości połączeń – te bez obciążenia zawsze staną się niepotrzebne, zawsze wystąpi (kosztowny) problem regulowania ich napięcia, a więc w przypadku fotowoltaiki trzeba by je wyłączać codziennie.
Po rozwiązaniu problemu kołysań mocy wewnątrz Hiszpanii wystąpiły kołysania mocy między Hiszpanią, a resztą Europy, które ponownie rozwiązano wzmacniając więzi między na połączeniach międzynarodowych. Dodatkowo, na oscylacje „europejskie” o częstotliwości 0,2 Hz nałożyły się oscylacje o częstotliwości 0,6 Hz powstałe konkretnie w którymś źródle na południu Hiszpanii o nazwie ocenzurowanej.
Ostatecznie więc kolejne oscylacje doprowadziły do spadku przepływu mocy na liniach przesyłowych, więc ponownie mieliśmy casus załączonych do ruchu linii z niskim obciążeniem, a więc sprzyjających podnoszeniu napięcia. A w trakcie już awaryjnego wyłączania się źródeł w dalszym ciągu następował wzrost napięcia zamiast, jak by się zdawało spadku, aż do momentu załamania systemu, kiedy to wreszcie napięcie się obniżyło, ale za to do zera.
W podręcznikach stabilności systemu elektroenergetycznego znajdziemy opisy wielu rodzajów stabilności, może być stabilność lokalna, globalna, częstotliwościowa, napięciowa, kątowa, chwilowa, długookresowa, etc. Z powodu akademickiej poprawności naukowcy opisywali wszystkie rodzaje zagrożeń, w tym od niskiego i wysokiego napięcia, ale zawsze potem skupiano się na groźbach wynikających z niedoboru parametrów. Niewątpliwie przysiad napięcia jest groźny, bo ostatecznie prowadzi do zaniku zasilania także samych elektrowni, w których, pomimo poprawnej pracy staną po prostu napędy. My wszyscy, wychowani za komuny mamy we łbach zakodowane, że groźny jest niedobór mocy lub napięcia, zgadza się to także z doświadczeniem życiowym dowolnej osoby w dowolnej branży, no niewątpliwie niedobory czegokolwiek mogą być groźne, a już na pewno np. niedobory leków.
OZE-iści próbują się bronić, twierdząc, że w dotychczasowych systemach także awarie się zdarzały. Tak – najczęściej, jak powiedziano wskutek niedoborów jakiegoś czynnika lub "awarii konkretnej", np. uszkodzenia linii. Tymczasem chyba mamy pierwszy przypadek awarii spowodowany nadmiarem napięcia w systemie i niech czytelnik rozstrzygnie, jakie to zmiany w sposobach generacji energii elektrycznej w okresie ostatnich lat w systemie nastąpiły?
No a co z tą inercją, czy dyplomowani profesorzy elektrotechniki się mylili? Nie tak szybko. Najpierw przypomnijmy, co to jest ta inercja. Otóż dotychczasowe generatory były maszynami wirującymi z wirnikami o masie rzędu dziesiątek i setek ton, posiadały więc moment bezwładności. Możemy go podawać np. w [kg*m2], ale inercję generatorów podaje się także w sekundach. I teraz, w przypadku zakłóceń, np. zwarć przez czas rzędu 50-150 ms następuje silna zmiana odbioru mocy czynnej. Ale generatory o inercji rzędu 5 sekund „przelatują” przez ten okres siłą bezwładności. Sama masa wirującej maszyny zabezpiecza ją przed zmianą częstotliwości do niedozwolonego zakresu. Jeśli maszyna chce przyspieszyć – inercja wydziela sama z siebie energię hamującą i tak samo broni się przed próbą spowolnienia obrotów. Jak łatwo zauważyć, im większa inercja, tym lepiej. Tymczasem fotowoltaika inercji nie posiada w ogóle, jej inercja to zero sekund. System wyposażony w tylko w fotowoltaikę nie posiada zdolności do tłumienia zakłóceń, z jakiegokolwiek powodu by one nie wystąpiły.
Na rysunku poniżej obroty z przykładowego generatora w Polsce po zakłóceniu w czasie burzy przechodzącej nad miastem. Przy okazji pokazujemy, ile czasu trwa zakłócenie elektryczne - w takiej skali nie da się dokładnie pokazać przebiegu prądu, ale ten czarny występ na wykresie mianowanym w amperach, to 100 ms, 5 pełnych okresów sinusoidy.

Jak widać, w stabilnym systemie po trzech sekundach od zakłócenia „nie było sprawy”, a przeciętny zjadacz chleba zauważy tylko mrugnięcie światła spowodowane przysiadem napięcia na czas 100 ms.
Z raportu hiszpańskiego wklejamy poniżej rysunek z „nieco” innym opisem.

Oscylacja o godzinie 12:03. Pierwsza istotna oscylacja występuje o godzinie 12:03, ma częstotliwość 0,6 Hz i amplitudę 70 mHz. Jej wytłumienie trwa 4 minuty i 42 sekundy.
Standardowo inercję systemu bada się po to, aby mieć pewność, że przetrwa on stabilnie zakłócenia takie, jak zwarcie. Tutaj zwarcia na początku awarii nie było, częstotliwość w trakcie wyłączania źródeł spadała wolno, zatem „odfajkowano” temat i ogłoszono, że niska inercja nie miała znaczenia dla przebiegu awarii.
Na dodatek, jak twierdzi hiszpański Rząd, inercja w systemie była większa od zalecanej przez Entsoe wielkości 2 sekund, zatem „po sprawie”. Hola, hola – tam, gdzie raport powinien być szczegółowy, akurat szczegółowy nie był. Nie podano, czy te 2 sekundy to wielkość średnia, globalna, nie podano, czy zachowano warunki stabilności lokalnej, np., w rejonie, gdzie zakłócenia były silniejsze. Poza tym tradycyjne maszyny oferowały inercję 5 do 9 sekund, a 2 sekundy, to przecież kilka razy mniej, niż utrzymywano w systemach bezpiecznych.
Przypomnijmy, co tak bardzo zestresowało hiszpańskich operatorów na początku całej afery – przecież były to wahania częstotliwości, system był niestabilny. A kiedy byłby stabilniejszy – na pewno wtedy, kiedy miałby większą inercję. To chyba zrozumie każdy bez akademickich wywodów – każdy układ o większej bezwładności jest mniej podatny na zakłócenia – większą masę trudniej popchnąć. Być może stanowi to utrudnienie dla układów szybkiej regulacji, ale też od razu skontrujemy – przy większej odporności na zakłócenia szybka regulacja nie musi być konieczna. W tym jednym akapicie mamy dociekania własne autora – wydaje się, że pewne podstawy one mają.
I wreszcie, nawet, jeśli teraz problematyka niskiej inercji fotowoltaiki nie była na pierwszym miejscu, to nie znaczy, że jej nie ma. Polecamy uwadze „Project Inertia –ENTSO-E” on jest na serwerach tej organizacji europejskiej dość szczegółowo opisany i nie jest błahy – unioniści proponują w całej Europie zakup superkondensatorów o łącznej mocy 445 GW i pojemności kilku sekund, co będzie oczywiście odpowiednio kosztowało. (Mówimy o symulacji za pomocą urządzeń energoelektronicznych wirującej masy generatorów wszystkich dotychczasowych elektrowni, a cały ten koszt miałby służyć tylko poprawie stabilności).
I wreszcie po raz wtóry, śledztwo Entsoe nie zostało zakończone. Raport hiszpański musiał ukazać się szybko. W przypadku organizacji bądź co bądź jednak technicznej, nawet, jeśli będą naciski polityczne – no nie wypada tworzyć raportów pod wpływem chwili. Zwłaszcza, gdy kilka lat pracy badawczej poświęcono na oficjalne wykazanie, że w systemach z OZE inercji brakuje. Inercji, czyli zdolności do samoistnego tłumienia, czy też wygaszania zakłóceń.
Bo dodajmy, że raport hiszpański proponuje stosowanie znanych w elektrotechnice dodatkowych środków poprawy stabilności, np. podrasowanie tzw. stabilizatorów systemowych w układach sterowania wzbudzenia generatorów, czy też dobór właściwiej topologii sieci, ale podkreślmy, że są to środki dodatkowe. Najpierw chcielibyśmy, aby system był stabilny sam z siebie.
Z innych ważnych spostrzeżeń, które Hiszpanie (o dziwo) dość odważnie przekazali jest zwrócenie uwagi na, cytujemy: spadek mocy generacji słonecznej przy braku jakichkolwiek zjawisk meteorologicznych, które mogłyby go wyjaśnić, najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem jest to, że jest on spowodowany czynnikami rynkowymi (cenami).
(Rzeczony spadek generacji był skorelowany ze wzrostami napięcia w odciążonych liniach wymiany.) Hiszpanie się poskarżyli, bo do takich sytuacji dochodzi z powodu neoliberalnego handlu. W badanych godzinach miały się rozpocząć na giełdzie ceny ujemne, więc dochodziło do skokowej zmiany generacji. Ukryty wątek skargi na zakłócenia wywoływane zielonym biznesem jest rozmyty w raporcie i pojawia się co kilkadziesiąt stron, ale pozwolimy sobie zacytować ze strony 115 raportu:
Rozpoczęcie handlu na rynku dziennym co kwadrans planowano na 11 czerwca 2025 r., ale datę tę niedawno przesunięto na 1 października 2025 r. Gdy rynek dzienny będzie co kwadrans, skala 15-minutowych wahań programu będzie potencjalnie większa, ponieważ rynek dzienny mobilizuje najwięcej energii.
Skarga na skoki mocy wynikłe z neoliberalnego handlu powtarza się zarówno przy opisie zdarzeń z godziny 10:30-11:15, jak i 12:27, cytujemy: Zdaniem Operatora Systemu, ten liniowy wzrost napięć wynika z następujących czynników: o godzinie 12:27 rozpoczyna się korekta grafików w węźle przesyłowym Hiszpania-Portugalia, która została uzgodniona o godzinie 12:20 na godzinę 12:30 między REE i REN.
Proszę państwa: systemy elektroenergetyczne rozwinęły się bez żadnych giełd energii 100 lat temu w państwach posiadających w pełni rozwiniętą gospodarkę rynkową, po prostu w państwach w pełni kapitalistycznych. Giełdy energii to wynalazek ostatnich dwóch dekad polegający na sojuszu zielonych socjalistów z kapitalistami na zasadzie „wy macie to swoje ratowanie klimatu, my mamy biznes”. Operatorzy w ośrodkach dyspozycji sieciowych już nie są elektrykami, to wykonawcy poleceń maklerów giełdowych. Zieloni się tłumaczą, że dzięki temu energia płynie z miejsc, gdzie jest jej za dużo do miejsc zapotrzebowania, ale przeczy to ich mocno nagłośnionemu celowi, że „dzięki OZE w generacji rozproszonej zostaną ograniczone kosztowne przesyły”. W dotychczasowych systemach elektrownie budowano w środku ciężkości obciążenia. A do wielkich przesyłów zmusza nas właśnie OZE, patrz w szczególności przesyły energii z wiatraków w Bałtyku na południe Polski, Niemiec i ogólnie Europy. Poza tym, nie czarujmy się – w godzinach południowych, z pominięciem niewielkiego przesunięcia wynikającego z długości geograficznej – fotowoltaiki jest wszędzie za dużo. Nawet przy idealnym dostępie do sieci tego nadmiaru prądu w południe nie ma gdzie przesyłać. A, że chwilę potem prądu jest za mało, to już pretensje do (Stwórcy) fotowoltaiki. Przy okazji hiszpańscy operatorzy poskarżyli się na bałagan organizacyjnych wynikły z radosnego rozwoju OZE – spółki i spółeczki odpowiadające za pracę tych źródeł przyjęły dosłownie postać „choinki” przyklejonej do węzłów sieciowych, więc śledczy mieli po prostu trudności do kogo zwracać się o dane.
OZE rozwijało się łatwo dzięki pozostawieniu wszystkich obowiązków systemowych elektrowniom stabilnym. Oferowały one za darmo w jednej i tej samej usłudze dostawę energii w ilości na każde żądanie (sterowalność), usługę utrzymywania 30-dniowego magazynu energii (zwały węgla, kawerny gazowe, etc.), usługę magazynów inercyjnych kilkusekundowych, a także regulację napięcia w sieci. OZE oferuje tylko energię bez sterowalności, a wszystkie inne funkcje trzeba by dopiero odtworzyć za pomocą osobnych układów. A każdy z nich byłby tak kosztowny, że wg. obecnej wiedzy niemożliwy do zrealizowania. Politycy unijni próbują stworzyć system oparty o OZE wbrew podstawom fizyki i ekonomii, a ich główny cel – świat darmowej energii jest tak samo odległy, jak na początku ich projektu. O tym, czy autor się myli, czy też jest wiarygodny, czytelnik zechce rozstrzygnąć sam, zaglądając do swojego portfela lub spoglądając na budżet swojej firmy.
Załącznik.

Na rysunku po lewej pokazujemy moc bierną linii w zależności od napięcia znamionowego i stopnia obciążenia.
Na rysunku po prawej jest wykres kołowy generatora 200 MW. Wykres mocy linii zaczerpnięto z Stabilność systemu elektroenergetycznego Jan Machowski, Zbigniew Lubośny
Jak widać, niedociążona linia 400 kV potrzebuje 40 Mvar mocy biernej pojemnościowej na 100 km, tymczasem przykładowo generator o mocy czynnej 200 MW może dostarczyć zaledwie 80 Mvar pod warunkiem, że pracuje odciążony. Zatem jeden taki generator może skompensować zaledwie 200 km linii. Zatem po raz wtóry, żądanie budowy większej ilości linii i szybszej likwidacji elektrowni zawodowych stanowi oczywistą sprzeczność.
Jest to też spore wyzwanie przy próbie rozruchu systemu "od zera". Np. małą elektrownią wodną nie będzie można podać napięcia na rozruch elektrowni zawodowej, jeśli nie zostanie rozwiązany problem kompensacji mocy biernej w linii łączącej przedmiotowe elektrownie.
3.08.2025 Grzegorz Kwiecień
Dopisek 06.08.2025. Nie od rzeczy będzie także informacja, jak zachowuje się obecnie fotowoltaika na poziomie lokalnym. Wyobraźmy sobie, że chcemy wyremontować linię niskiego napięcia. Wyłączamy zatem naszą Kozią Wólkę Dolną (ważne, żeby nie urazić chłopaków z Koziej Wólki Górnej) i fotowoltaika prawidłowo wykrywa brak napięcia i się wyłącza. Następnie podłączamy przewoźny agregat diesla z własnym oczywiście regulatorem napięcia dostosowanym do pracy samotnej, no i fotowoltaika na wszystkich stodołach we wsi wykrywa powrót napięcia. W związku z powyższym samoczynnie wraca do ratowania klimatu, z tym, że ona nie wie, że do tej sieci aktualnie wyeksportować nadmiaru mocy się nie da, i się zaczyna hiszpańska zabawa w skali powiatowej polskiej... (Autentycznie zasłyszane na szkoleniu dyspozytorskim, i to jeszcze zanim przeszliśmy do części z konsumpcją.)