Energetyka, muzyka i publicystyka.
Grzegorz Kwiecień. Prywatna strona autora.

 

Mapa witryny
Poprzedni
Następny

Powódź 1997, precz z plotkami.

Przy okazji Netflixowego serialu "Wielka woda" na hejterskich forach wypłynęła ponownie wyjątkowo paskudna i całkowicie błędna plotka o tym, jak to w roku 1997 Czesi "potajemnie spuścili wodę ze zbiorników retencyjnych".

Autor zdecydowanie zachęca do zapoznania się z treścią tego artykułu, zaręczamy, że czas nie będzie stracony. Na początek polecamy mapkę dorzecza górnej Odry, obraz w większym rozmiarze ściągnij klikając tutaj.

Jak widać, na całym biegu Odry, od Gór Odrzańskich aż do Bohumina po prostu nie ma jakichkolwiek zapór, z których Czesi mogliby "potajemnie spuścić wodę". Można się o tym przekonać osobiście, prawie że dotykając wody, ponieważ w Czechach istnieje znakomita sieć ścieżek rowerowych, właściwie w naszej części Europy to taka mała Holandia. W interesującym nas obszarze miejscami dosłownie po wale Odry, od Bohumina możemy jechać rowerem docelowo aż do Wiednia.

Oczywiście od Bramy Morawskiej na południe już nie wzdłuż Odry, ale na pewno przez tereny wyjątkowo atrakcyjne. Zależnie od kondycji można trasę podzielić na wiele odcinków dojeżdżając każdorazowo jednym z wielu pociągów na Wiedeń. Niezwykle łatwe jest planowanie trasy rowerowej w Czechach, polecamy tu www.mapy.cz w odsłonie turystycznej. Ta mapa od wielu lat wyprzedza w funkcjonalności google maps, poza tym te ścieżki są na prawdę, nie są to słupki w polu.

Jeśli nie przejmujemy się walką z cholesterolem wystarczy nam OpeenStreetMap i kółko od myszki. Wzdłuż Odry znajdziemy mnóstwo niebieskich powierzchni oznaczających wodę, ale osoby posiadające podstawową znajomość dowolnego z języków słowiańskich zechcą zauważyć, że po czesku "staw" to "rybnik". Nawet bardziej to logiczne, niż po polsku, bo stavba to budowa od stawiania, a rybnik od hodowania ryb.

Polaka hydrologa amatora najczęściej kłuje też w oczy Jezioro Hluczyńskie (Hlučínské), bo i duża powierzchnia na mapie i w miarę blisko choćby na rowerze (choć za pasmem pagórków, trzeba pedałować, rower sam nie pojedzie). Niestety, wbrew teoriom spiskowym to tylko stara żwirownia przerobiona na zbiornik rekreacyjny.

Nie posiada naturalnych dopływów, wybudowano tylko kanały do uzupełniania odparowania i usuwania nadmiaru wody opadowej. Gdyby nie podłość pomówień byłaby nawet zabawna pomyłka. Także jezioro Nezmar obok Dolnego Beneszowa to znany nam już "rybnik".

Natomiast na przywołanej już mapce "Pojemności powodziowe zbiorników górnej Odry" autor pokazał, w których miejscach znajduje się 8 zbiorników pełniących funkcje powodziowe w Czechach, oraz 2 zbiorniki w Polsce. Zaznaczono także aktualne, letnie pojemności powodziowe w [mln m3].

Dane czeskie pochodzą z [1], dane polskie z wikipedii [2] i [3]. W tabeli poniżej zdolności retencji wg. podanych źródeł.

Obj.powodz.letnia Max dopł. Max odpł. Obj.przechwyc. Wsk.wykorz.
mln m3 m3/s m3/s mln m3 %
Slezská Harta 29,2 192 1 48,2 165
Šance 16,2 290 70 14,7 94,4
Kružberk 6,9 45 1 w zespole
Morávka 6,7 130 65 6,5 99,3
Žermanice 5,8 48 20 4,06 69,8
Těrlicko 4,7 77 51 3,5 74,7
Olešná 0,9 55 42 0,564 62,3
Baška 0,1 bd bd bd bd
Polder Buków 53,0 nie istniał
Racibórz Dolny 185,0 nie istniał

W tabeli podano wykazywaną obecnie (19.10.2022) zdolność do retencji czeskich zbiorników powodziowych, łącznie 70,5 mln m3. W lipcu 1997 Czesi przechwycili 77,6 mln m3, później napiszemy, jak do tego doszło.

Po wielu latach, w roku 2002 ukończono u nas Polder Buków i w roku 2020 zbiornik Racibórz Dolny o pojemności 185 mln m3. Tak więc

dopiero po 23-ch latach powstał zespół zbiorników o łącznej pojemności 238 mln m3, który jest w stanie skutecznie ograniczyć falę powodziową z 3120 do 1538 m3/s, i to przy dostępności dobrej prognozy pogodowej [3]. A zatem przez podobieństwo można by rzec, że w takim razie czeski wysiłek a.d.1997 prawdopodobnie redukował falę powodziową o około 500 m3/s.

Może w tym miejscu warto, abyśmy sobie uświadomili, jaka to jest objętość 150 km x 48 km x 139 mm, a to akurat miliard m3 wody. Podana powierzchnia odpowiada zlewni Odry w Czechach 7217 km2.

Autor nie jest hydrologiem, nie może się autorytatywnie wypowiedzieć, jaka dokładnie część opadów zostanie zatrzymana w sposób naturalny w małych retencjach i np. poprzez wsiąkanie w grunt, ale w górach niewielka. Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach, były

obszary z opadami mniejszymi, ale także były obszary z opadami dwa, trzy razy większymi.

Wygląda na to, że ów sławetny niż Genueński zbyt optymistycznie próbował ocenić rozwój strefy Schengen i nie wiedząc, czy może, czy nie może dalej iść bez paszportu zatrzymał się dokładnie po obu stronach Bramy Morawskiej, patrz orientacyjna mapka poniżej. Ale Śląsk potraktował internacjonalistycznie i zlał równo, nic nie wiedząc o tym, że w roku 1742 Fryderyk II dokonał podziału Śląska.

Między innymi w naszych Głubczycach 06.07.1997 spadło 111,7 mm/d, w Głuchołazach 149,8 mm/d, w Opolu 95,9 mm/d, 07.07.1997 w Raciborzu 92,9 mm/d. Wymieniony "niż złoczyńca" mocno upodobał sobie górę

Pradziad 07.07.1997 139,4 mm/d (454 mm za 5 dni), ale z prawdziwą lubością zaatakował 06.07.1997 zlewnię zbiornika Szance (Šance) 230,2 mm/d (616,9 mm za 5 dni) koło Łysej Góry.

Zbiornik Szance na podanej liście rankingowej jest drugim największym z tych zbiorników, które coś mogły podziałać w roku 1997, ale, jak widzimy tam też wystąpiły największe opady. W tabeli powyżej pokazano największy stopień redukcji przepływu z 07.07.1997 g.02:00 z 290 do 70 m3/s, niestety był drugi atak od 22.30 dnia 08.07.1997 r. do godz. 02.00 dnia 09.07.1997 i tu redukcja nastąpiła tylko od 260 do 230 m3/s. Ale to było już po przetrzymaniu najgorszego. Ten zbiornik naprawdę zrobił, co mógł, w najgorszych możliwych warunkach i wykorzystał 94,4 % swojej zdolności powodziowej.

Działanie czeskich zbiorników powodziowych zostało dobrze opisane już w roku 1999 w pracy Międzynarodowej Komisji Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem pod tytułem "Dorzecze Odry Powódź 1997" [4] począwszy od 23 strony przywołanego dokumentu.

Pisząc w domenie Śląsk.pl o Śląsku możemy wykorzystując pewne niemieckie słówko tak jak Ślązacy powiedzieć, że mieliśmy tu fantastyczny "zufall". Prawdziwy wątek sensacyjny odnajdziemy badając pracę zbiornika Slezska Harta, ale akurat nie taki, jakiego miłośnicy teorii spiskowych by się spodziewali.

Śląska Harta była budowana w latach 1987-1997. Tradycyjnie, na pewno były (jak się to eufemistycznie mówi) kontrowersje, ale widać Czesi mieli mniej problemów z ekologami, bo po już 10 latach budowy zbiornik powstał. Planowano napełnianie zbiornika do roku 2002, napełniono właściwie za trzy tygodnie. Tuż przed powodzią nowiuteńki zbiornik o pełnej pojemności 218,7 mln m3 był prawie pusty. W krytycznym momencie dopływy do zbiornika Slezská Harta osiągnęły (dnia 08.07.1997 r. o godz. 12.00) wielkość maksymalną 192 m3/s, a odpływ był redukowany z początku do 1 m3/s,

potem do 12 m3/s, ale poniżej w zespole był jeszcze zbiornik Krużberk, który ucinał całkowicie także swoje dopływy, łącznie 45 m3/s, również do przepływu 1 m3/s.

Proszę zestawić sobie informacje: po jednej stronie mamy głupawą polską plotkę o potajemnym spuszczaniu wody, po drugiej precyzyjny opis działania największego w tym przypadku zespołu zbiorników Śląska Harta i Krużberk, które ze strumienia dopływu 192 m3/s NIE PRZEPUŚCIŁY NIC, dosłownie nic. Puszczano planowo 1 m3/s, to jest tyle, aby podtrzymać życie biologiczne rybek i żabek. [4], [5]

Wtedy przechwycono 48,3 mln m3, planowa retencja wynosi 29,2 mln m3, więc dzisiaj taki wyczyn nawet nie byłby możliwy, na szczęście, jak podano wcześniej, mamy zespół Polderu Buków i zb.Racibórz Dolny o pojemności łącznej 238 mln m3. Pod adresem [6] mamy także wspomnienia obsługi zbiornika tak, żebyśmy się nie opierali tylko na danych naukowych.

Określeń "zufall" lub "cud" używamy dla właściwej ekspresji w opisie, ale nie są one właściwe, mądrzej byłoby powiedzieć, że to efekt prawidłowej pracy hydrologów...

Jeśli mamy w tym miejscu deja vu, to słusznie, sytuacja w Śląskiej Harcie była bliźniaczo podobna do sytuacji w Czorsztynie. W lipcu 1997 Czorsztyn przechwycił około 43 mln m3, patrz [7] strona 321. Tu również uruchomiono zbiornik, którego ksiądz nie zdążył pokropić, bo prace nad budową zakończono dopiero we wrześniu 1997. Przypomnijmy ciekawy wątek z bezpośrednio z obszaru energetyki: powódź zmyła słupy linii 110 kV, więc turbozespół nr 2 pracował na wyspę przez 20 godzin. Pod adresem [8] mamy wykres przebiegu fali powodziowej, opis zdarzeń pod [9].

W tym miejscu dygresja o Czorsztynie jest potrzebna. Czorsztyn, jak wiadomo, był ulubionym miejscem protestów ekologów, literaturę łatwo wygooglać, pierwsze z brzegu pozycje poniżej. Kaj Romerko-Hurko w pracy [10] napisał „obszar wyjątkowo bogaty geologicznie, o ciekawej i zróżnicowanej morfologii, z wielką ilością zabytków przyrody nieożywionej, rzadką florą oraz unikalnymi ekosystemami” i „Nie odszczekuję” Autor pozwoli sobie dokonać swobodnego skrótu wypowiedzi tej osoby - budowa Czorsztyna była zła, ponieważ można było zbudować odpowiednio dużo małych tam, oraz, i tu wymieniono listę żalów do hydrotechniki ogólnie ( bo wały i urządzenia hydrotechniczne w innych miejscach są w złym stanie, bo zabudowano poldery, etc.). Odpowiadamy polemiką własną – 18 małych zapór, to 18 pozwoleń na budowę do uzyskania, 18 procesów inwestycyjnych, 18 budów, 18 protestów ekologicznych. Może się ta osoba zna na ekologii, ale na robocie i ekonomii to już na pewno nie. Proponuję sprawdzić, ile ludzi zginęło w 1934, kiedy to nie było problemu z „nadmierną ingerencją technokratów”, a dolina Dunajca była w pełni ekologiczna, nieskażona ingerencją człowieka. Pierwsze z brzegu zdjęcie z roku 1934 zaczerpnięto z [16].

Autor proponuje tutaj bardziej wnikliwie się przyjrzeć, jak woda potraktowała cenne zabytki przyrody nieożywionej, w szczególności drewniane, góralskie, nie ingerujące w krajobraz chałupinki.

Podarujmy sobie stwierdzenia, że taka powódź wynika z ingerencji człowieka w bieg rzek. Wynika z opadów, a każdy miliard m3 wody z opadów rozłożony np. na 5 dni musi dać 2314 m3/s przepływu. Nie wsiąknie, nie odparuje, nie zatrzyma się na meandrach, nie rozleje się na łąki z wierzbami ( bo ich w górach nie ma), podcina nawet skały i osuwiska i płynie prosto w dół. Nie negując niektórych uwag, np. głupoty budowania na nizinnych terenach zalewowych tu trzeba powiedzieć, że możliwości zatrzymania takiej wody metodami naturalnymi w górach są znikome.

Czorsztyn spowodował problemy z zanieczyszczeniem wody? A cóż takiego robili górale ze ściekami przedtem?

W pracy [11] mamy ogólny wykaz żali do budowniczych Czorsztyna, zakończony, co znamienne, na dacie 30.04.1997.

W pracy [12] mamy zdjęcia z protestów "Tama tamie".

Także współcześni pseudo ekolodzy potrafią jednym tchem wymienić obok siebie rzeki całkowicie odmienne takie, jak Noteć i Soła [15 trzeci akapit], zapewniając nas, że Soła wysycha z powodu ingerencji człowieka w naturę.

Jeden z hejterów w komentarzach pod wymienionym [15] odpisał autorowi, że Czaniec powoduje "przyspieszanie fali powodziowej i podtapianie Kęt". Czy warto polemizować z forumowymi hejterami - tak, bo tylko tak można prowadzić edukację. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób zatrzymywanie wody "przyspiesza falę powodziową", ale taki jest poziom edukacji ludzi. Zbiornik czaniecki oczywiście nie ma roli powodziowej, jest zbiornikiem wody pitnej, natomiast cała kaskada Soły ma znaczenie powodziowe ogromne, ma ucinać falę powodziową z 1400 do 650 m3/s [17], a słabsze powodzie do przepływu nieszkodliwego 335 m3/s. W roku 1958, kiedy kaskady Soły nie było, autor

hejterskiego wpisu krytykującego przedmiotowe zapory raczej napisałby coś niewybrednego pod adresem komuny, która nie potrafi zbudować tam. Przepływ powodziowy Soły w 1958 wynosił 1250 m3/s i wtedy Kęty nie były lekko podtopione, tylko wyglądały, jak na zdjęciu poniżej.

Kaskada Soły ma ogromne znaczenie energetyczne (wszak to strona o energetyce). Znajdują się na niej dwie małe elektrownie wodne, oraz Elektrownia Szczytowo Pompowa Porąbka Żar mająca kapitalne znaczenie dla pracy systemu elektroenergetycznego, nie mówiąc już o tym, że masowe magazynowanie energii w takowych elektrowniach jest niedościgłym marzeniem ekologów.

W górach nie ma torfowisk do nawodnienia, skały nie da się nawodnić, nawet beskidzkiego piaskowca. W górach współczynniki naturalnej retencji są bardzo małe. W przypadku przedmiotowych opadów cała woda po prostu natychmiast spływa i to z prędkościami właściwymi dla terenów górskich. Pseudo ekolodzy potrafią wierzyć, że fotowoltaika dostarcza w zimowe noce trwające 15-16 godzin prąd do ogrzewania za pomocą elektrycznych pomp ciepła, jak się okazuje potrafią też wierzyć, że zapory "przyspieszają fale powodziowe".

Wodowskaz na Bramie Mostowej w Toruniu przypomina, że 18 lutego 1570 była tam powódź, co prawda sądząc po dacie, nie letnia, za to na pewno przy znikomej antropogenicznej ingerencji człowieka w bieg Wisły.

Dlatego w tym miejscu dygresja druga, wyjaśnimy co powodowało autorem, że ośmielił się napisać pracę z hydrologii, mimo, że jest energetykiem. Otóż zamiłowanie do bilansów. Cała energetyka oparta jest na ciągłym bilansowaniu popytu i podaży surowców i produktów, na bilansach termodynamicznych, na na każdym etapie zarządzania, od planów wieloletnich, po zadania realizowane w skali sekundowej.

A zatem, jeśli spadł prawie miliard m3 wody, objętość wody przed zbiornikami na Odrze (bez Olzy) autor szacuje na 711 mln m3, a zbiorniki na Odrze (bez Olzy) mogły przechwycić 65 mln m3 i jest udokumentowane, że zatrzymały 74 mln m3, to Czesi zrobili swoje, i plotka o potajemnym spuszczaniu wody jest głupim hejtem.

Jeśli wymagany zapas energii na zimę wynosi 30 dni średniego zużycia, to można ją zgromadzić pod postacią 6,5 mln ton węgla "niepotrzebnie zalegającego na zwałach", lub 155 mln ton baterii litowych, lub 7200 sztuk elektrowni szczytowo pompowych klasy Porąbka Żar. Tu również w jednym zdaniu autor wykazał, że marzenie o w pełni odnawialnej zielonej energetyce jest utopijne. Drodzy ekolodzy, nie mamy tyle gór do zabetonowania, aby prąd ze źródeł odnawialnych zgromadzić w elektrowniach szczytowo pompowych, nie mówiąc o tym, że ekolodzy lania betonu nie lubią. Aż tyle wiedzy można nabyć dokonując zaledwie algebraiczne bilanse, ale ekolodzy lubią "lać wodę" na gruncie humanistycznym, za nic mając wymowę liczb.

W dalszej części pracy autor pozwolił sobie wykonać symulację, jak hipotetycznie mogłaby wyglądać fala powodziowa bez czeskich zbiorników retencyjnych, przy czym autor zastrzega, że to praca niedokładna. Nie mając danych w formie cyfrowej autor odczytał dostępne hydrogramy [13] piksel po pikselu metodami graficznymi. Przebiegi przepływów dla siedmiu zbiorników dobrano całkowicie uznaniowo, zachowując jednak jedną najważniejszą informację: pole powierzchni w skali, jak na rysunku, odpowiada dokładnie udokumentowanej objętości wody przechwyconej przez wszystkie czeskie zbiorniki retencyjne.

Kolorem czarnym pokazano sumę przepływów Odry w Bohuminie i Olzy w Wierzniowicach. Pole pod tym wykresem to 824 mln m3. Nad wykresem przepływów rzeczywistych autor dodał pole 77,6 mln m3 obrazujące objętość przechwyconą przez zbiorniki czeskie.

Musimy mieć świadomość, co można bylo zrobić, a jaka była skala katastrofy. Dlatego autor nie boi się zarzutu o zbyt niedokładnie, a niekiedy nawet uznaniowo sporządzony wykres przepływów hipotetycznych, bo przecież margines błędu na poparcie tez autora jest bardzo duży.

Doprawdy nie ma znaczenia, czy przechwycono 8, czy też 10 % wody. Trzeba dodać, że z samej Odry przechwycono więcej, tu dodano Olzę, ponieważ zbiornik Těrlicko (co prawda mały) odprowadza wody poprzez Stonavkę do Olzy. (Musimy też pamiętać, że część wody nie wpływa do Polski przez Chałupki, np. Osobłoga).

Im niżej, tym woda płynie wolniej, tym bardziej masy wody się sumują. Więc szacunkowość symulacji autora nie ma znaczenia - to, że ta woda, gdyby jej nie przechwycono znalazłaby się we Wrocławiu w najgorszym momencie jest pewne.

W serialu "Wielka woda" kobieca ręka producentki znakomicie oddała emocje i to jest wielką zaletą tego serialu. Zaletą są też scenografie, dziękujemy autorom, że nie domalowywali ręcznie "spadających komet", jak w tanich filmach katastroficznych. Film jest fikcją i nie musi odpowiadać rzeczywistości, ale stał się sporym przyczynkiem do dyskusji, jak było naprawdę. Czy Wrocław nie wiedział? W roku 1997 przez pierwsze kilka dni w polskich wiadomościach trwała tradycyjna narodowa napaść na Czechów, którzy zatrzymali pociąg z Polakami i nieradzą sobie z jakąś "głupią powodzią". Do tego momentu rzeczywiście było lekceważenie. Tymczasem Czesi ginęli pierwsi. Tam mamy 50 ofiar powodzi, u nas 56, chyba w takiej sprawie nie będziemy się licytować? Sieci komórkowe były w powijakach, zresztą zatopione stacje nie będą działać. Modelowanie matematyczne już było, choć, przypomnijmy np. nasz ICM przechwalał się po powodzi, że przewidział. Z tym, że publikacje wyszły po powodzi.

Opad był katastrofalny, w górach woda płynie szybciej. Przypomnijmy też, że na południe woda spływa w stronę rzeki Moravy i tam też narobiła Czechom sporo biedy, wystarczy spojrzeć na zdjęcia z Troubek lub przepięknego Uherskégo Hradiště [14] (notabene dla koneserów polecamy całe Uhersko, aż po Uherský Brod).

Wykazano, jaka była skala przepływów, wykazano, jakie były możliwości obrony i jak je wykorzystano, uwzględnijmy też, co tam się działo.

Ale po tym, jak zmyło wszystkie kotliny podgórskie, Racibórz, Krapkowice i Opole Wrocław wiedział. W serialu nie brakuje feminizmu, to się publicystycznie odkujemy po męsku: chyba kobieca ręka oglądała wtedy TV Romantica zamiast wiadomości, bo powiedzmy obejrzenie nawet tylko przez dwa wieczory ówczesnych Dzienników TV dostarczało już dostatecznie dużo wiedzy, by zrozumieć, że ta woda idzie. Może się naukowcy spierali o skalę katastrofy, ale o tym, że woda idzie Wrocław wiedział. Wbrew swojej tezie wiedziała też scenarzystka wysyłając po bohaterkę już w drugiej scenie helikopter z Wrocławia na Żuławy, a taka prywata nie przeszłaby ani wtedy, ani teraz, nawet uwzględniwszy skalę wymaganych działań.

Zróbmy to, co należało zrobić po ostatniej scenie serialu, a należało odjechać kamerą, lub kółkiem myszki nad mapą i uhonorować wszystkich poszkodowanych, co niniejszym symbolicznie czynimy, patrz mapa terenów zalanych w trakcie powodzi 1997 PL, zaczerpnięta z [4].

Sporządzono 23.10.2022