21 kwietnia 2055 przed siedzibą Zjednoczenia Przemysłu Wodorowego protestowali solidarnie związkowcy z wszystkich czterech działających w tym obszarze central związkowych. Powodem miałoby być wycofanie się rządu z dotacji do wodoru. Jak mówi Piotr Dudanowy, do tej pory, gdy poziom dotacji oscylował koło zwykłych sześcio – ośmiokrotności ceny prądu z węgla produkcja trwała z może pewnymi trudnościami, ale mniej więcej rytmicznie. Teraz jesteśmy tą niekonsultowaną ze stroną związkową decyzją całkowicie zaskoczeni. Jeszcze bardziej dosadnie wyraził się Andrzej Lepperowski z Niezależnego Zrzeszenia Wytwórców Wodoru.Zostaliśmy po prostu zdradzeni w południe. Komuś się zdało, że w zaledwie 5 lat po zwycięstwie zielonej rewolucji subwencjonowanie energetyki już jest niepotrzebne. To nie prawda, to my zapewniamy bezpieczeństwo energetyczne i póki co (2055) te dotacje są nam potrzebne. Poza tym: jak żyć ? Przecież my mamy rodziny…Skąd te problemy, zwróciliśmy się z pytaniem do Dyrektora Zjednoczenia: istotnie, jak wyjaśnia, w poprzednim sezonie grzewczym było trochę zimy i rok temu o tej porze magazyny były puste. Teraz dla odmiany zalega nam około 6 mln MWh niesprzedanego wodoru, co ma podstawowe znaczenie dla strony ekonomicznej w gospodarce magazynowej.
Autor korzystając ze swego nazwiska początkowo chciał zażartować na początku kwietnia, ale szybko się zreflektował, że sprawa jest zbyt poważna, i nie ma potrzeby dołączać do tych, którzy być może żartują z naszego społeczeństwa znacznie bardziej.
Autor podziwia odwagę futurystów podających cenę wodoru w przyszłości. Na teraz w sposób wiarygodny nie można określić, po ile rzeczywiście będzie wodór w roku 2055. Natomiast na teraz możemy dość dokładnie opisać, co na tą cenę będzie miało wpływ.
A wpływ będą miały na pewno: cena surowca – prądu do robienia prądu, oraz sprawność technologii. Za tymi wskazówkami cena prądu z prądu z wodoru na pewno musi podążyć.
Przy założonej dla procesu prąd-wodór-prąd sprawności 0,38 cena prądu-produktu musi wynosić co najmniej 2,63 ceny prądu-surowca ( w hurcie, bez marży ). Jeśli prąd-surowiec nabędziemy po 309 zł/MWh, to prąd-produkt musi kosztować zawsze więcej, niż 813 zł/MWh. Oczywiście możemy sobie wyobrazić, że prąd z magazynu będziemy sprzedawać po 309 zł/MWh i wtedy wystarczy, abyśmy prąd-surowiec kupowali po 117 zł/MWh, ale trudno sobie wyobrazić, żeby właścicieli wiatraków cena 117 zł/MWh zadowoliła. Według tych ostatnich właściwą dla wiatraka jest przecież cena prądu z węgla, cena na poziomie 309 zł/MWh.
Dlatego, skoro już o wyobraźni mowa, musimy sobie wyobrazić sytuację, w której za pomocą restrykcji, subwencji i „giełdowych mechanizmów rynkowych” cena prądu zostanie zawsze ustawiona pod najdroższy produkt, tak, żeby opłaciło się utrzymywać wszystkie gałęzie przemysłu odnawialnego. Zapewne Pan profesor Mielczarski wyjaśniłby dokładniej, w którym miejscu te krzywe cenowe na giełdzie będą musiały się przecinać, jednak nam trzeba powiedzieć, że tu już nie będzie do śmiechu.
W obszarze kosztów zmiennych pomysł produkcji prądu z prądu z wodoru najlepiej możemy zobrazować przypominając Paragraf 22 Josepha Hellera: to nierozwiązywalny konflikt uwarunkowań, w tym przypadku ekonomicznych. Owszem, gospodarkę magazynową zawsze prowadzi się po to, aby spekulować na cenach produktów, ale nie o tym tutaj mowa: na razie mówimy nie o grze rynkowej, a o samej technologii, w której celowo 62 % pszenicy ma być wysypywane na tory w celu zmagazynowania zaledwie 38 % pszenicy.
Jednak zdaniem autora znacznie większym problemem „wodoru” są całkowicie niekorzystne proporcje zainstalowanych mocy produkcyjnych / przerobowych w stosunku możliwych do osiągnięcia poziomów produkcji. Jest to grzech pierworodny OZE – szczytowy kształt krzywej generacji ( na wykresie uporządkowanym ). Każdy ekonomista chciałby, żeby jego zakład pracował na 102 % mocy przerobowych. OZE od swego stworzenia oferuje nam coś zupełnie odwrotnego.
Na rys.1 poniżej mamy wyniki symulacji, w której autor w prosty sposób przeskalował w górę moc maksymalną jednocześnie osiągniętą przez wiatr i słońce w Niemczech w roku 2020 z obecnych 61,2 GW do 108 GW, tak by wyniosła po prostu 200 % średniego zapotrzebowania niemieckiego. W skrócie: 200 % OZE.
Rys.1. Nadwyżka OZE ponad zapotrzebowanie Niemiec 2020 w przypadku hipotetycznego zwiększenia mocy osiągalnej OZE do 200 % średniego zapotrzebowania.
Na rys.1 prezentowana jest od razu „nadwyżka OZE” ponad zapotrzebowanie, tak więc „nadwyżką” na tym rysunku jest to, co jest powyżej zera.
Na wykresie chronologicznym mamy tu „całe mnóstwo” przekroczeń ponad zapotrzebowanie, a przy każdym z nich będziemy mogli czytać doniesienia o kolejnych rekordach OZE. Jednak po uporządkowaniu, patrz prawa strona rysunku ( oba rysunki są w tej samej skali ) okazuje się, że ta wymarzona „nadwyżka OZE” ponad zapotrzebowanie jest niewielka. Zaledwie 19,6 TWh w stosunku do zapotrzebowania 475 TWh.
Zatem po zbudowaniu elektrolizerni zdolnych do przyjmowania nadwyżki z mocą znamionową 42 GW przyjęto by średnio 2,2 GW. Albo inaczej: zdolność przerobowa elektrolizerni wyniosłaby 42,019 GW * 8784 h = 369 TWh ( rok był przestępny ), a można by przyjąć 19,6 TWh, zatem wskaźnik wykorzystania mocy zainstalowanej wyniósłby 5,3 %.
Z ekonomii wypada przypomnieć, że gdy chcemy pokryć koszty stałe w elektrowni szczytowej obłożonej produkcją na 20 % możliwości, to ten składnik cenowy będzie cztery razy wyższy od takiego samego w elektrowni podstawowej obłożonej produkcją na 80 % możliwości. W przypadku elektrolizerni j.w. składnik cenowy pochodzący od kosztów stałych będzie po prostu 20 razy wyższy, niż w przypadku zakładu prawidłowo produkcją obciążonego.
Ale to nie koniec naszych perypetii, ponieważ wodór-surowiec, to nie gotowy prąd. Po stratach procesu wodorowego z 2,2 GW średniej mocy przyjmowanej będziemy mieli średnio 0,847 GW gotowego produktu. ( Z początkowych 42 GW ).
Jeśli zatem przejmowanie „tylko nadwyżki” byłoby zabójcze dla ekonomii „zespołu wodorowego”, to może skierować tam np. całą moc fotowoltaiki ? Oczywiście – nie.
Rys.2. Parametry zespołu instalacji fotowoltaicznego wytwarzania wodoru.
Parametry zespołu wodorowego składającego się z szeregowo połączonych: fotowoltaiki o mocy znamionowej wyjściowej 1000 MW, elektrolizerni o mocy znamionowej wejściowej 1000 MW, kompresorowni i magazynów wodoru, oraz elektrowni gazowo-parowej powiedzmy 50 MW były by koszmarem ekonomii. Przy wskaźniku wykorzystania mocy zainstalowanej fotowoltaiki 11,8 % średnia jej produkcja wyniesie 118 MW. Po przepuszczeniu zielonego prądu przez proces prąd-wodór-prąd uzyskamy średniorocznie 44,8 MW gotowego prądu z wodoru.
Autor przyznaje się do braku talentów plastycznych, ale spieszy wyjaśnić, że ten ostatni na rysunku 2 element to nasze ulubione chłodnie kominowe, które reprezentują straty ciepła do otoczenia. Nie zmieściły się przy elektrolizerni, ale oczywiście tam też powinny być – latem mamy słońce napędzające fotowoltaikę, ale latem nie ma odbioru ciepła. Straty elektrolizy pójdą do otoczenia.
Zatem kosztem zbudowania 2050 MW instalacji otrzymamy 45 MW kolorowego prądu z wodoru, sterowalnego na podobieństwo „nieopłacalnej” elektrowni węglowej.
Autor nie prorokuje, po ile będzie wodór w roku 2050, natomiast autor stwierdza, że koszty stałe wynikłe z budowy i utrzymania instalacji 2050 MW trzeba będzie rozkładać na 45 razy mniejszą produkcję, więc nawet gdy czytamy prognozy kolejnego potanienia fotowoltaiki, to musimy do tego przyłożyć właściwą miarę. Autor zapewne ( jak każdy człowiek ) jest omylny, jednak w tej polemice z „zielonymi” chyba ma duży margines błędu, nieprawdaż?
„Zieloni” wiedzą, że 200 % normy ( przepraszam, mocy OZE ) to za mało dla realizacji zielonego snu, stąd buńczuczne wypowiedzi Timmermansa o zbudowaniu 10 x więcej wiatraków, stąd Instrat proponuje zbudowanie i utrzymanie systemu 112 GW do średniego zapotrzebowania 18,8 GW (2020 PL), stąd znany apologeta ocieplenia klimatu Pan Marcin Popkiewicz straszy nas wizją zbudowania 130 GW fotowoltaiki. Chciałoby się rzecz - „zieloni” dlaczego chcecie nasz kraj ukarać swoimi wizjami?
Ale zieloni prawdopodobnie wiedzą, że bez tych przerażających krotności mocy zainstalowanych OZE żadnej „nadwyżki” dla opłacalnej pracy elektrolizerni nie będzie.
A zatem – przejściowo, pomostowo, i tylko z tym jakże naiwnym „na trochę” trzeba będzie dopuścić do produkcji wodoru z prądu z węgla.
Nie opłaca się, zdaniem „zielonych” budować elektrowni gazowo-parowych, bo powstałyby tylko na okres pomostowy, i po co nowe instalacje przeznaczać na złom, ale pomostowo można dopuścić do produkcji wodoru z węgla, albo z gazu ziemnego, bo to tylko pomostowo „na troszkę”. Teraz może rzeczywiście produkcja wodoru z węgla byłaby niezgodna z naszymi założeniami, ale musimy do tego dopuścić, bo „nie możemy zostać w tyle”, bo „coś musimy robić”, bo „Ziemia płonie”!
Każdy proces magazynowy jest stratny, ale w przypadku wodoru jest koszmarnie stratny.
Straty magazynowe to energia wyprowadzona poza osłonę bilansową zatoczoną wokół systemu elektroenergetycznego. W tym przypadku ma być tracona energia zielona, ta, o którą toczymy tak zażarte boje. W tym przypadku zieloni chcą z takim trudem pozyskaną energię po prostu tracić.
Niewiele lepiej będzie, gdy wodór skierujemy do systemów transportu i komunikacji. W tym przypadku będzie to również energia wyprowadzona z systemu elektroenergetycznego. Pójdzie do samochodów i już nie wróci. W razie zimowego zapotrzebowania na prąd – nadwyżki wodoru nie będzie, przejeździliśmy ją autkami.
Zatem – oszczędność już nie jest pożądaną cnotą. Należy prąd marnować już teraz, albowiem w przyszłości ( po czasie jednego pokolenia ) będą to rozwiązania dobre. Zatem – mamy gotować na prądzie, jeździć na prądzie, ogrzewać się prądem, i tracić prąd w wysoce stratnych procesach magazynowania już teraz, bo to będzie dobre za lat 20 ? To są dobre wieści dla górników, zieloni - róbcie swoje ! Autor popiera każde zapotrzebowanie na prąd z węgla. Nie zachowujmy się oszczędnie – dla liberalizmu, któremu akurat z zielonymi bardzo pod rękę, rozrzutność jest cechą pożądaną – nakręca konsumpcjonizm. Przecież szczytnych celów w polityce klimatycznej może jest z 10 %. Na 90 % podstawowym celem polityki klimatycznej jest biznes, skuszenie konsumenta do większych wydatków w postulowanym obszarze gospodarki.
Jak traktować lawinę alertów w biznesie i innych medialnych doniesień wieszczących bez żadnych zastrzeżeń i wątpliwości rychły sukces wodoru ? Czy to tylko wrzaski przekupki na targu reklamującej swój towar ? Czy też wprowadzanie do obiegu publicznego niepełnych informacji wprowadzających w błąd duże grupy inwestorów?
Powyżej przytoczono nazwisko Pana Marcina Popkiewicza – jego medialne przewiny są większe, bo ten autor się zna i potrafi liczyć. Ale musimy przyznać, że ten, znany przecież obrońca OZE jest jednym z nielicznych, który w stosunku do wodoru zachowuje znaczną rezerwę.
Gdyby cofnąć się kilkanaście lat wstecz – znajdziemy lawinę podobnych doniesień wieszczących sukces rolnictwa opartego na wierzbie energetycznej. Autorowi udało się w tamtych latach znaleźć zaledwie jeden głos „wołającego na puszczy”, głos krytyczny, zwracający uwagę, że wierzba sama nie wyrośnie. W skali wielu lat cena miału energetycznego ( bez transportu ) utrzymywała się na poziomie 11 zł/GJ, cena biomasy około 22 zł/GJ. Interes się kręcił, dopóki zielone certyfikaty pokrywały różnicę 100 %, gdy zielone certyfikaty taniały – następował krach. Teraz konsument pokryje to opłatą ETS CO2, i tak rozwija się zielona gospodarka. Rolnicy nie zostali krezusami dzięki wierzbie energetycznej, a rację miał ten jeden, odosobniony polemista ( nie autor ), racji nie mieli autorzy produkujący masowo zapewnienia o rychłym sukcesie zielonej gospodarki.
Jakoś tak łatwo Wam, „zielonym” przychodzi nagłaśnianie postępów w budowie mocy ładowania magazynów, a dziwnym trafem przemilczamy całkowity brak postępów w budowie wymaganych pojemności magazynowych? Na dodatek korzystamy z tego, że czytelnicy, najczęściej humaniści, nie odróżniają mocy od energii? To ostanie już jest niegodziwe.
I jakoś tak krążymy wokół tych magazynów od kilkunastu lat, a nie potrafimy podać ich wymaganej pojemności ? To autor pomoże: nie 2 godziny, nie 4 godziny, a 30 dni zapasu nienaruszalnego i 15 dni zapasu operacyjnego – tyle nam potrzeba, niezależnie od rodzaju nośnika energii.
Zapotrzebowanie w lutym 2021 wyniosło u nas 14 563 302 MWh. Zimą rekordów fotowoltaiki nie będzie, a rozłożysty „podesłany przez Putina” wyż może siąść okrakiem nad centrum Polski na wiele tygodni. W takich warunkach zapas 6 mln MWh na pewno zejdzie. A jeśli zimy nie będzie – będzie zalegał w magazynach – jak raz powód do palenia opon przez związkowców.
Omówiono podstawowe wady technologiczne produkcji prądu z prądu z wodoru – niską sprawność procesu i skrajnie niekorzystną proporcję zainstalowanych mocy produkcyjnych do możliwości produkcji. Oprócz omówienia technologii zostało nam jeszcze zwrócić uwagę na koszty pośrednie i sferę nadbudowy, jaka przy przemyśle wodorowym powstanie. Wielkie, wizjonerskie, acz nieopłacalne projekty bardzo często upadały. Ze względu na znaczne skutki społeczne takich upadłości bardzo często rządy nie miały wyjścia i musiały je potem wspomagać, czy też dokańczać, jako przedsięwzięcia państwowe. Które obrastają ludźmi.
Są magazyny, jest gospodarka magazynowa, są magazynowe fluktuacje. W przypadku produkcji zależnych pogodowo - fluktuacje silne. Magazyn, to zamrożony kapitał. Wymagane terminy przechowywania długie, być może od lata na zimę, być może przez kilka lat łagodniejszych aż do krótkiego, ale zapotrzebowania silnego – to są trudne warunki gospodarcze. A koszt stanowią ludzie.
Jeśli magazyny będą nieopłacalne, trzeba je będzie upaństwowić. Będą magazyny państwowe – będą wygodne synekury i protestujący związkowcy. „Zieloni” - dlaczego obiecujecie nam, że zielony ład będzie utopijną krainą szczęśliwości, dlaczego obiecujecie, że zrobicie to lepiej ? Gdy wreszcie zlikwidujecie „ten przeklęty węgiel”, ten niewiele lepszy gaz, i „zrobicie porządek” z niebezpiecznym atomem – wtedy w końcu jednak będzie musieli przyjąć na siebie koszty technologii sterowalnej i nieodłącznej tu gospodarki magazynowej.
Z dobrodziejstwem inwentarza. Kto będzie chciał przejechać zimę bez magazynów gazu lub wodoru – patrz Teksas, choć nie o taki Teksas nam chodziło. Jak to pięknie opisał Pan Piotr Syryczyński w Teksasie magazynów gazu nie było, bo tam „magazyny się nie opłacają”.
Także i u nas – jeśli elektrowni gazowych zamiast 1 GW ma być 14 GW – magazyny gazowe muszą mieć zapas odpowiedni dla 14 GW elektrowni gazowych. Nieprzewidziane okoliczności zawsze mają to do siebie, że są nieprzewidziane: statek utknie, ujęcie gazu zamarznie, wybuchnie strajk pracowników transportu akurat wtedy, kiedy gaz potrzebny ( cóż pech, kto to mógł przewidzieć … ). „Zieloni” – dlaczego mamicie społeczeństwo, że przy was takie trudności nie wystąpią?
Bo koszt stanowią ludzie. Amerykański przemysł kosmiczny zatrudniał 400 tys. ludzi. Postanowiono, że zamiast 100 startów rakiet jednorazowego użytku zrealizuje się 100 startów promem użytku wielokrotnego. W obu przypadkach celem było utrzymanie tych samych 400 tys. ludzi. Dziwnym trafem nie wyszło taniej. Bo założono, owszem oszczędności materiałowe, ale zostały skompensowane kosztami budowy prototypu, a w obu przypadkach miało się utrzymać te same 400 tys. ludzi. Koszt stanowią ludzie.
Teraz zamiast nieopłacalnych górników i jednego zespołu energetyków mamy utrzymać górników wiatrowych, fotowoltaicznych i wodorowych, a także ten sam zespół energetyków, który będzie robił to samo, tyle, że zamiast węgla będzie spalał wodór. Przy tym samym rynku. Żeby utrzymać 4 armie ludzi zamiast jednej konsument na pewno będzie musiał zapłacić więcej. A czy 4 razy – tego nie wiemy, to będzie zależeć od umowy społecznej, jaką rząd prawdopodobnie w maju 2055 r. podpisze z protestującymi właśnie związkowcami Południowego Okręgu Zjednoczenia Przemysłu Wodorowego.
Tekst opublikowano 23.04.2021 pod adresem tutaj.