Wszystko, co wiemy o wodorze świadczy przeciwko niemu. W tym artykule autor będzie się nieco powtarzał, ale to podsumowanie.
Wodór ma fatalne właściwości techniczne. Magazynowanie w postaci płynnej na pewno jest nieopłacalne, skraplanie zużywa zbyt dużo energii. Stosowano w amerykańskim programie kosmicznym, gdy nie liczono się z kosztami. Tam, gdzie się liczymy, patrz prywatna rakietka Falcon 9 SpaceX - lata ona na nafcie lotniczej RP-1.
W postaci lotnej wodór wymaga zbudowania instalacji przesyłu i magazynowania z nowych materiałów, bo istniejące się nie nadają. Wg. badań ukraińskich przy dzisiejszym stanie urządzeń tracono 46 % ciśnienia wodoru na 14 dni. Dlatego między innymi mówi się o tym, że skoro już tak ma być, to lepiej magazynować energię w amoniaku, niźli w wodorze, tylko trzeba by mieć turbiny spalające amoniak.
Oceany są pełne wody. Niestety woda to nie wodór. Wodoru nie ma. Wodór robi się albo z "ruskiego gazu", albo z prądu z innych elektrowni.
Proporcje techniczne są takie, że potrzeba 3 elektrownie innych typów, aby z prądu zrobić tyle wodoru, żeby napędzić wodorową elektrownię czwartą. Sprawność procesu prąd-wodór-prąd zawsze będzie oscylować około 1/3.
Wodór to nie prąd. Wodór to dopiero surowiec, zresztą otrzymany z gotowego prądu, który tu został potraktowany jak surowiec wstępny, który możemy marnotrawić rozrzutniej, niż węgiel. Uświadommy sobie, że gdy już mamy wodór, to dla przerobienia na prąd trzeba go po prostu spalić tak, jak inne paliwa. Zieloni obiecują, że spalanie odbędzie się ogniwach paliwowych, z tym, że spalanie w tradycyjnych elektrowniach gazowo-parowych ze sprawnością >60% jest opanowane na dużą skalę, a w ogniwach chemicznych na taką skalę obiecuje się tylko teoretycznie.
Wodór już dawno przegrał. Samochody elektryczne jeżdżą na bateriach litowych, bo każdy umie odróżnić 6% straty na prądzie ładowania/rozładowania od 70 % strat w procesie prąd-wodór-prąd. Mając gotowy prąd możemy na nim jechać, więc nikomu nie spieszy do się do serii wysokostratnych konwersji p-w-p.
Ale to dopiero początek problemów, bowiem prąd z prądu z wodoru miałby być produkowany dzięki "nadwyżce" generacji źródeł odnawialnych. Otóż kształt uporządkowanej krzywej generacji wymienionych OZE jest wyjątkowo niekorzystny z punktu widzenia ekonomicznego: duże wartości szczytowe i krótki czas użytkowania. Oznacza to budowę dużych mocy instalacji, jednocześnie gwarantuje niską produkcję.
Im dalej zabrniemy w wodór, tym gorzej. Pierwsze elektrolizernie uzyskają oczywiście lepsze czasy wykorzystania, z marną pociechą dla zielonych, ponieważ w okresie przejściowym nikt nie odróżni, czy produkowały wodór z prądu zielonego, czy czarnego. Nawet, gdyby pracowały na wydzielonej instalacji, to jest oczywiste, że równolegle ktoś inny musiałby korzystać z prądu z węgla. Ale im bliżej zielonego ideału, tym opłacalność staje katastrofalnie zła, z powodu, powtórzmy, fundamentalnych słabości OZE. Autor nie ma złudzeń, że swoimi tekstami pokona zielonych z UE, ale też nie ma złudzeń co do tego, że w pełni zielona gospodarka nigdy nie powstanie. Koszty będą rosnąć wykładniczo, prędzej dojdzie do protestów i kolejnych wojen.
Idea magazynowania energii elektrycznej zawiera w sobie pierwiastki działające przeciwko niej. Im więcej magazynów, tym bardziej wyrównana cena, tym bardziej traci się sens ekonomiczny magazynowania. Zdejmujemy nadwyżkę OZE - w takim razie cena nie spada, ciężko będzie kupić. Rzucamy na rynek prąd z magazynu - cena spada, nie zarabiamy.
Nie żyjemy na ryczących czterdziestkach, przez pół roku jest noc. Z tego powodu nadwyżki OZE są rzadko (praktycznie tylko styczniowe sztormy i kilka słonecznych dni z wiatrem na wiosnę, latem nie ma wiatru, sprawność foto spada z powodu upałów, a słońce zachodzi zawsze przed wieczornym szczytem zapotrzebowania). Nadwyżki trzeba by łapać z dużą mocą osiągając jednak marny zarobek. Taki problem można rozwiązać tylko podwyżkami, i to właśnie ma miejsce.
Wodór ma być panaceum na założycielskie błędy energetyki odnawialnej, dlatego jest tak silnie promowany w mediach liberalnych. Przy okazji masowej propagandy pojawiają się odpryski w rodzaju pomysłów na przejściowe zezwolenie na produkcję wodoru np. na prądzie z węgla, no i zieloni czynią sobie nadzieje na produkcję wodoru z użyciem atomu.
Nie ma żadnej potrzeby, aby elektrownie atomowe produkowały wodór. Mając gotowy prąd można na nim od razu jechać. Nie ma potrzeby, aby go magazynować na wieczór, czy też na całą zimę. Elektrownia atomowa daje prąd na każde żądanie. Cała idea wysokostratnego magazynowania traci sens. Magazynem są pręty paliwowe.
Dla pokrycia max zapotrzebowania 27 GW potrzeba 27 GW elektrowni sterowalnych (z zapasem na awaryjność).
Dla pokrycia max zapotrzebowania 27 GW za pomocą OZE potrzeba 90 GW źródeł, 70 GW elektrolizerni wraz sieciami wodoru i gospodarką magazynową, oraz 27 GW elektrowni wodorowych. "Tanie" OZE w swej masie powoduje, że koszty systemu są wyższe od kosztów "drogiego" atomu.
"Tanie" OZE to oxymoron, jak żywy trup, lub gorący lód. Sprzeczne dowody logiczne udowadniające rzekomą opłacalność OZE bazują na wyolbrzymianiu efektu zerowych kosztów zmiennych i jednoczesnym zatajaniu systemowych kosztów utrzymania sterowalności i rezerwacji.
Nie da się w cudowny sposób zastąpić jednego kompleksu paliwowo-energetycznego, nie tworząc drugiego takiego samego. (Zasada zachowania energii się kłania). Ten kompleks będzie miał dokładnie takie same słabości: ludzi żądających podwyżek, lobbystów i polityków żerujących na otoczeniu w sferze nadbudowy. Różnica tylko taka, że węgiel i ropa to koncentraty energii, a OZE i wodór to procesy niskowydajne ekonomicznie, więc skala nieefektywności gospodarczej i różnorakich nieprawidłowości będzie znacznie większa.
Obowiązkiem każdej osoby posiadającej wykształcenie ścisłe jest informowanie społeczeństwa (i polityków) o ekstremalnie złych parametrach techniczno ekonomicznych idei stosowania OZE i wodoru. Kto promuje wodór - stacza się z poziomu nauki do poziomu szarlatanerii. 25.11.2022.