Autor pisze swoje artykuły pod szyldem "Energetyka, muzyka i publicystyka". Przygotowując się do spisania refleksji na temat nakręconego w roku 1996 filmu Brassed Off (PL - Orkiestra) autor miał od razu gotowe ramy publikacji - nic nie trzeba było "podciągać pod z góry ustaloną tezę".
Górnicze orkiestry dęty rozwinęły się, ponieważ kopalnie zapewniały taką akumulację kapitału, że pomimo wszystkich perturbacji związanych z ich gospodarką umożliwiały lokalnym społecznościom na wystawianie własnych orkiestr (nie finansowanych, jak to do tej pory bywało, wyłącznie przez arystokrację, i nie wystawianych przez władców w celu uprzyjemnienia marszu na wojenną rzeź). No i czas niewolniczej pracy musiał zostać ograniczony do takiego poziomu, aby powstała jakaś namiastka czasu wolnego. Zechcą państwo zauważyć, że w naszej świadomości ugruntowały swoje istnienie orkiestry dęte pod sztandarami przede wszystkim "KWK nazwa własna" oraz "OSP nazwa własna". O orkiestrze dętej przy hurtowni Amazona, albo nowoczesnej montowni elektryków, ani nawet o orkiestrze dętej maklerów Towarowej Giełdy Energii nikt nie słyszał, a przecież w powszechnej świadomości, to ci ostatni, w odróżnieniu od pogardzanych przez nich "ryli" z całą pewnością posiadają stosowne wykształcenie i zdradzać zainteresowanie kulturą powinni. Najwyraźniej to górnicy i rolnicy poziomem uduchowienia przewyższają tamtych od jakichś stu lat. Górnicze orkiestry dęte są jednoznacznym symbolem wysokiego poziomu kultury w tych społecznościach, a wypada zwrócić uwagę, że w czasach kiedy nie było odtwarzaczy mp3 w telefonach, ani nawet nie było radyj tranzystorowych, żeby grać, i to grać w orkiestrze, trzeba było naprawdę naprawdę umieć grać. I oczywiście umieć a'vista czytać nuty głosów orkiestrowych. Ale przejdźmy do głównego wątku publicystycznego.
Historia strajku górników brytyjskich w latach 1984-85 została już stosunkowo dobrze opisana, w tym także przez autorów z zakresu nauk społecznych i ekonomicznych. Ale kilka dekad później stać nas na refleksje pogłębione, a nie brak w tej historii sprzeczności, nad którymi warto się pochylić.
Margaret Thatcher była politykiem konserwatywno-liberalnym, co stanowi sprzeczność samą w sobie. Popierając ultra dziki liberalizm niszczyła wszystkie tradycyjne wartości konserwatywne. Tej Anglii, w której Thatcher wychowała się i którą uważała za wzór - nie ma. Nie ma skutkiem działań Thatcherowej właśnie. I nie tylko Anglii, bowiem wypracowany przez nią schemat działania został powtórzony w skali świata, wszędzie z takim samym skutkiem.
Marzeniu o poprawie warunków życia poprzez "obalenie komuny" i wprowadzenie dzikiego kapitalizmu uległo wiele środowisk, w tym cała polska elita polityczna, a już na pewno establishment o rodowodzie Solidarnościowym w szczególności. Znajomym z Solidarności niniejszy fragment tekstu dedykuję.
Jak to się to współcześnie ocenia, komunizm to był ustrój, który poprawiał warunki życia we wszystkich społeczeństwach kapitalistycznych. Ale świat kapitalizmu, który u nas uznawano, jako dobry, ponieważ z obawy przed komunizmem odpalał ludziom "działkę" w miarę przyzwoitą, upadł dzięki Thatcher i Reaganowi. Wg. liberałów ówczesne firmy były złe i nieopłacalne, ponieważ zarządy mogły zarabiać tylko 12x więcej od robotników. Stworzono więc firmy lepsze, stworzono firmy, które nic nie produkują, tylko produkują pieniądze (dla ekip na czele piramidy finansowej) i kryzysy finansowe dla pospólstwa. Przy czym liberałowie potem bardzo się wściekają, że pospólstwo popiera partie w ich mniemaniu populistyczne. Oczywiście tekst niniejszy, to nie manifest komunistyczny. To tylko zwrócenie uwagi, że niedobrze jest zawiesić się w poglądach nazbyt jednostronnych, u nas niestety zbyt wielu sądzi, że kilkadziesiąt lat po "komunie", walczy z "komuną".
Liberałowie lubią nas mamić, że ich celem zawsze jest oddzielenie gospodarki od polityki, ale ponieważ cel uświęcia środki, to dla takiego celu warto jest do gospodarki wprowadzić politykę. Za publikacją Jacka Tebinki Jak Thatcher rozbiła górników (Polityka nr 2994) podamy, że górnictwo przynosiło Anglii 250 mln funtów strat rocznie. A koszty użycia policji przeciw strajkującym wyniosły ok. 250 mln funtów. Znaczy się, Thatcher dała tyle samo dotacji na policję walczącą z górnikami, co i wynosiły osławione, a wyklęte przez liberałów dotacje do węgla. Bo nie chodziło przecież o zamknięcie tylko kopalni nierentownych, chodziło o złamanie woli związków zawodowych, a może i o osobiste urazy Thatcherowej. Z czasów najnowszych wypomnimy całkowicie dogmatyczne wprowadzanie dotacji do zielonej energii i podatków typu ETS CO2, pod każdym względem niezgodnych z zasadami liberalizmu. Najwyraźniej, jeśli na tym da się zarobić, to liberałom socjalistyczny pieniądz nie śmierdzi.
Był w tym wszystkim wątek polski - bardziej wprawieni w boju z liberalizmem górnicy brytyjscy usiłowali tłumaczyć górnikom polskim, żeby nie pomagali Thatcherowej dostawami węgla, bo wiedzieli, że po "zrobieniu porządku z nimi zabiorą się za was", ale nie bardzo to do naszych dotarło. Rzecz jasna w roku 1984 górnicy niewiele mieli do powiedzenia w "dyspucie" z Jaruzelskim, ale w szerszym kontekście wypada tylko ze smutkiem przyznać rację: górnicy brytyjscy z kapitalizmem walczyli, górnicy polscy walczyli o wprowadzenie dzikiego kapitalizmu. I chyba spośród wszystkich grup społecznych i zawodowych wyszli na tym najgorzej. Z bohaterów zjeżdżających codziennie pod ziemię, aby dostarczać nam światło i ciepło zrobiono wrogów ludu "trujących świat" za pomocą CO2. Oj, coś wam ta walka "o godność" (takie styropianowcy podają uzasadnienie) nie wyszła.
Autor w tamtych latach nie uczestniczył na szczęście w bojach na ulicy. Po pierwsze był za młody, po wtóre los muzyka jest nieco inny. Muzyk bardzo często jest "w centrum wydarzeń, ale z boku", a to dobra pozycja do obserwacji. Autor, jako 18-letni początkujący trębacz grał w dętej na poświęceniu sztandarów Solidarności. Orkiestra jest blisko sceny, było na co popatrzeć, a widok tego tłumu falujących głów utkwił w pamięci na zawsze. Zaledwie parę miesięcy później muzycy przymierali z głodu z powodu zakazu imprez i zgromadzeń...
W filmie o górniczej orkiestrze dętej bohaterem równorzędnym jest oczywiście muzyka. I to nie taka, jaka towarzyszy zmienianiu biegów "z czwórki na piątkę" w scenach pościgów samochodowych, czort zresztą wie, ile biegów jest w samochodach uczestniczących w takich obrazach, bo zwiększanie przełożenia w górę w każdej scenie jest realizowane coś koło 10 razy... W filmie Orkiestra na ścieżkę dźwiękową składa się wybór najlepszych kompozycji stworzonych oryginalnie na orkiestrę dętą, adaptacji z obszaru muzyki poważnej na orkiestrę dętą, a ilustracyjnym kompozycjom własnym autor muzyki przeznaczył rolę tylko pomocniczego "wypełniacza".
Niżej podpisany zawsze stara się przypomnieć, że poziom artystyczny nie zależy od tego, czy gramy muzykę rockową, czy poważną, poziom zależy bowiem od tego, kto gra i kto dokonał opracowania. Dla orkiestry dętej stworzono szereg kompozycji dedykowanych, a siłą rzeczy symptomatyczne będą tu marsze. Oprócz dwóch tańców w rytmie parzystym autor doliczył się w ścieżce dźwiękowej pięciu marszów, będą to Death Or Glory, March Of The Cobblers, Cross Of Honour, Colonel Bogey i Florentiner March.
Przy tym ostatnim się nieco zatrzymamy. Prezentowane w omawianym filmie wykonanie Marsza Florentyńskiego jest oczywiście brawurowe i odsłuchania tego "kawałka" bez obaw o jakieś negatywne odczucia można polecić nawet miłośnikowi rapu. Zaskakującym i fantastycznym okazało się dowiązanie treści muzycznej Marsza Florentyńskiego do bieżącej akcji w filmie. Otóż najbardziej liryczna część tego marsza, Trio, została zespolona ze scenami pokazującymi świat górników po przegranej, ośmiomiesięcznej walce. Wydawałoby się, że taka łagodna muzyka to może pasować do uniesień natury nieco bardziej romantycznej, że może dla podkreślenia dramatyzmu trzeba tu było bębnów i tarabanów, a jednak twórca ścieżki dźwiękowej udowodnił, że nie.
Kadr z 61 minuty filmu "Orkiestra" pokazuje postać górnika w sytuacji przegranej. Ten czarny występ po prawej, to siodełko rowerowe - chwilę wcześniej ktoś prowadził rower, bo nie miał siły pedałować, zresztą nie chodziło o brak siły, tylko o to, po co i dokąd miałby pedałować, a po lewej stronie ujęcie dopełnia pies drapiący się za uchem. Co może myśleć człowiek w takiej sytuacji? Niektórzy wiedzą. Nie są to przemyślenia miłośników "postępu" w rodzaju "co prawda ponieśliśmy społeczne koszty transformacji, ale poza tym cały kraj poszedł do przodu". Od razu zripostujemy, panowie liberałowie, macie problemy z logiką, nie cały kraj, bo te setki tysięcy ludzi, które straciły pracę, to jednak do przodu nie poszły. Utrata pracy w warunkach pokoju to rodzaj śmierci, co najmniej śmierci cywilnej, a działa na człowieka tak samo: wszystko, co znałeś, co kochałeś i z czego żyłeś, ginie, a za tym idzie trauma taka sama, jak po śmierci.
Rozmowa z Panią psycholog, przećwiczone osobiście:
- utraty pracy się pan boi,
- no...
- niepotrzebnie, przecież ma pan jeszcze kochającą rodzinę
- no mam, ale kurde do utrzymania.
Zapewniam was, że ta pani tylko myślała, że ona jest psychologiem, ale tu zachowała się, jak baba, która się zawiesiła na wczorajszym, 3153 odcinku Klanu.
Ale Florentiner March Fucika jest nietypowy. Po Trio wcale nie następuje powtórzenie którejś z części dotychczasowych, nie następuje "powrót do ogranych motywów", nie mamy tutaj schematu ABA Trio i np. A. Następuje nowy początek, marsz rozpoczyna się od nowa, teoretycy formy muzycznej musieliby tu się mocno nagłowić, żeby zupełnie nowy motyw wtłoczyć w swoje skostniałe, teoretyczne ramy. Niby lekko, delikatnie (znakomita partia oparta tylko na fletach), ale od razu ze sporą dawką radości, właściwie nawet zadziornie, i w końcu, jak nie huknie - następuje potężne solo basowe, i zaraz potem, żeby mieć pewność, że słuchacz długo się nie otrząśnie, wreszcie następuje powtórzenie, ale jakie! Dotychczasowy, łagodny motyw Trio przechodzi tu w orkiestrowe tutti. Triumfalny finał zapowiada podniesienie się po tragedii - tu "tylko" stanowi je nominacja do finału orkiestr dętych, ale przecież oznacza także podniesienie się całej społeczności z załamania psychicznego i fizycznego po przegranej, wielomiesięcznej walce.
Czas skończyć z naszym narodowym cierpiętnictwem. Czesi byli w niewoli kilkaset lat dłużej, niż my pod zaborami i tak nie jęczą. My narzekamy, że zima 1978-79 przebiegła w Polsce ciężko, bo "ekipa Gierka sobie nie radziła ze śniegiem" - myślicie, że w jakich warunkach Thatcher doszła (dorwała się) do władzy? Ta sama zima po dziś dzień w Angli nosi nazwę zimy niezadowolenia (Winter of Discontent). Kilka lat później brytyjscy górnicy również odbyli regularną wojnę z rządowym aparatem przemocy i chyba nie wypada i byłoby nietaktem porównywać się w takich sprawach, jak np. ilość osób poszkodowanych, i nie o to chodzi. Oni też mieli naprawdę ciężko.
Doceńmy za to, jak Mark Herman, reżyser Orkiestry rozliczył się z tak pokaźnym brzemieniem zaledwie dekadę po dramatycznych wydarzeniach. Przede wszystkim nie wezwał do rytualnego wzajemnego ścinania głów pośród rewolucyjnych zwycięzców. Przyjmując za pkt. wyjścia losy orkiestry rozliczył się z niedawną przeszłością o wiele bardziej subtelnie. Pokazał przy tym, że w dobie największej przegranej można wygrać. W dobie największej klęski wzruszyliśmy się fantastycznym wykonaniem Danny Boy'a odegranego przed szpitalem, w którym dyrygent leżał po zawale.
I w chwilę potem dane nam było odsłuchać Uwertury do Wilhelma Tella, odsłuchać z ogromną przyjemnością, bo wykonanie to przyniosło filmowej orkiestrze zwycięstwo w konkursie, ale przecież przedtem w realu fantastycznej adaptacji dokonała nie filmowa, a jak najbardziej żywa, działająca do dnia dzisiejszego Grimethorpe Colliery Band.
Nie znaczy to jednak, że twórcy filmu tak zupełnie bezproblemowo wybaczyli liberałom bezpardonowe niszczenie ludzi (i całych społeczeństw przecież). W finałowej scenie grający rolę dyrygenta Peter Postlethwaite podsumowuje opisywane wydarzenia aż nadto dobitnie, przytoczymy tu dwie najistotniejsze, znamienne w stosunku do przeszłości i prorocze niestety w stosunku do dnia dzisiejszego wypowiedzi:
over the last 10 years this bloody government has systematically
destroyed an entire industry
(przez ostatnie 10 lat ten cholerny rząd systematycznie niszczył cały przemysł),
oraz
gdyby to chodziło o foki lub wieloryby, to rzucilibyście się je ratować, ale tu chodziło tylko o zwykłych, przyzwoitych ludzi. (W oryginale podnieślibyście wasze "bloody hands").
Tak, panie i panowie "zieloni", pomimo wzniosłych idei, tak naprawdę to wy ludzi macie za nic.
Jak to zwykle u nas mamy, w trakcie dystrybucji stworzono polski tytuł filmu znacznie gorszy od oryginału, i na pewno nasze Orkiestra nie pokazuje wszystkich wieloznaczności zawartych w tytule angielskim. Wujek google przetłumaczy "brassed off", jako "odlutowany", w domyśle odlutowany wyrób mosiężny, w szerszym kontekście chodzi o koniec orkiestry dętej. Ale, gdy tylko nieco się zastanowimy, to może wcale nie chodzi o prosty koniec, tylko koniec rozumiany, jako triumfalny finał, i teraz dopiero mamy koniec. Koniec. 01.03.2024 Grzegorz Kwiecień