Energetyka, muzyka i publicystyka.
Grzegorz Kwiecień. Prywatna strona autora.

 

Mapa witryny
Poprzedni
Następny

Posterunek odgałęźny Hajduki.

Istnieją takie popularne zwroty, jak "z koleją jeszcze nikt nie wygrał", tudzież "kolej to państwo w państwie". Niewątpliwie mają one znaczenie nieco pejoratywne, ale w tym miejscu zaraz dodamy, że będziemy kolei bronili. Przyznajmy, że koleje to jedne z pierwszych organizacji, które na masową skalę musiały sobie wypracować metody zarządzania systemami, które cybernetycznie rzecz biorąc są układami złożonymi i wielkimi. W interesującym nas obszarze koleje ponadto traktowane były, jako system niezbędny do prowadzenia niestety wojny, więc faktem jest, że związki kolei z państwem są silne, ale to naprawdę tylko dygresja w stosunku do celu niniejszej notatki.

W energetyce mamy zasadę, że raz nadanego oznaczenia kodowego się nie zmienia w całym czasie życia urządzenia, nawet, gdy nazwa ta została nadana błędnie! I jest to słuszna zasada. No, naczelny szyld nad instalacją od biedy można by zmienić. Każdy, kto żyje nieco dłużej na pewno doświadczył zmiany nazwy miejscowości, czy też ulicy z powodów politycznych. Kłopotów przy tym co niemiara, bo przecież tabliczki i dokumenty kosztują, ale jak się politycy uprą - to można.
Ale w technice nie można, czy też nie ma na to siły i czasu, biznes ma zarabiać, a nie bawić się w wymianę opisów. A do wymiany jest sporo: cała dokumentacja techniczna, zwykle kilka pokojów w archiwum, bo przy poważniejszym kontrakcie wersja papierowa musi być nawet w dobie komputerów. A w dokumentacji trzeba by zmieniać odsyłacze, a obecnie linki we wszystkich punktach styku, z którymi przemianowywana linia się łączy. Trzeba zmienić wszystkie tabliczki opisowe na sterowaniu urządzeniem w realu. (W komputerze etykiety/adresy też). Ale to jeszcze nic - trzeba by zmienić wszystkie tabliczki opisowe na wszystkich kablach i w ogóle końcówkach wszystkich typów instalacji w ogóle. Dlatego, nawet, jeśli politykom się wydaje, że nazwy odgórnie zmienili, to w instalacji technicznej nazwa trwa aż do końca jej żywota technicznego, choćby i była w aktualnie nielubianym języku.

A może po prostu nie zmienili, bo nikt nie kazał? Nie ważne. Nazwa Hajduki przetrwała właśnie na kolei i chwała jej machinie za to. Jeden z autorów zajmujący się publikacjami na rzecz przedmiotowej, lokalnej społeczności próbował nawet wykazać, że nazwa Hajduki żyje, ponieważ użyto jej w aplikacji pogodowej - niepotrzebnie. Ona naprawdę żyje, żyje w dokumentacji kolejowej, i, co najważniejsze, żyje w terenie, o czym dumnie zaświadczają zarówno stare, odrapane napisy historyczne, jak i współczesna, kolejowo biało niebieska tablica opisowa Hajduki.

Na zdjęciu Posterunek odgałęźny Hajduki, foto autor 22.10.2024, większe zdjęcie do pobrania tutaj.

Badaczom historii od razu rzucimy wyzwanie, bo i data uruchomienia linii kolejowej 164a w relacji Hajduki - Ruda Kochłowice jest dość znamienna, jest to 1 lipiec 1924. Pytamy zatem, czy młoda na tym terenie Polska tak koniecznie potrzebowała dojazdu do Kochłowic, czy też siłą rozpędu jeszcze trwał jakiś niemiecki projekt alternatywnego połączenia Katowic i Gliwic poprzez Kochłowice, Makoszowy i Bielszowice?

Powiedzmy sobie szczerze, nawet najwięksi Hajduko-file o posterunku Hajduki zapomnieli, ta nazwa przetrwała tylko w nomenklaturze kolejowej. Od roku 2018 nazwa zaczyna wypływać dzięki aktywności miłośników kolei, ponownie wypłynęła przy okazji ogłoszenia projektu uruchomienia komunikacji pasażerskiej w bodajże roku 2021, a w roku 2024 wypływa szerzej, bo kolej z powodu remontu węzła katowickiego część składów puszcza przez Hajduki właśnie, ale tak naprawdę, to przecież większość współcześnie żyjących nam obywateli najchętniej wozi swoje wiadomoco samochodami, a kolej jest dla pasjonatów. Może i lokalsi, tacy prawdziwi lokalsi przekraczający tory wąską ścieżką w drodze do ogródków na Niedźwiedzińcu pewnie i czasem naszą tablicę "Hajduki" bezwiednie zauważyli, ale przecież przechodząc przez tory trzeba się miarkować i patrzeć na zupełnie co innego.

Na pokazanym wyżej zdjęciu na dalszym planie, niejako "na celowniku" linii kolejowej można dostrzec punktowce charakterystyczne dla osiedla "Tysiąclecie" w Katowicach, chociaż oczywiście linia 164a tam nie prowadzi. Natomiast na bliższym planie, bezpośrednio za nastawnią widzimy, o ile pamięć autora nie myli, budynek tlenowni Huty Batory. Autor kojarzy ją z gigantycznym rykiem emitowanym cyklicznie przy technologicznie niezbędnym rozprężaniu gazów. (Ciekawe, co by na to powiedzieli dzisiejsi ekolodzy). Jednak dla małego berbecia pod koniec latych 60-ch XX wieku był to po prostu odgłos z dzieciństwa. Dla brzdąca, który się w takich warunkach urodził i wychował był on czymś zupełnie normalnym, tak było, widać tak ma być. Jak by to wam opisać, było to takie gigantyczne purtnięcie, ryk roznoszący się nad całym osiedlem, czyli po prostu odgłos życia w regionie z większości stron otoczonym Hutą Batory i ogólnie śląską infrastrukturą przemysłową.

Miłośnikom nieco starszych fotografii prezentujemy widok z ulicy Lelewela w kierunku Odrodzenia w połowie lat 60-ch XX wieku, oraz spojrzenie z tegoż samego punktu nieco bardziej w dół, na obecny skwer przy pętli autobusowej.

Foto: Marian Kwiecień.

Piesze, nieco romantyczne ścieżynki wzdłuż i w poprzek przedmiotowej linii 164a były niezbędnym elementem ówczesnej rzeczywistości, wszak ludzie żyjący w tym środowisku musieli je sobie jakoś wydeptać. Na wschód od tlenowni można było także przejść nad torami korzystając z wiaduktu kolejowego kolei piaskowej.

Kto chciał się wydostać z osiedla (obecna nazwa "Starego Osiedla") do pracy np. w Kopalni Kleofas lub Zajezdni Tramwajowej lub do ogródków działkowych powyżej "Elkopu" nie miał innego wyjścia, jak tylko przeciskać się wąską ścieżką obok torów pod wiaduktem kolejowym prowadzącym tory od Huty Batory do hałdy przy Lesie Załęskim (obecnie wiaduktem tym biegnie ulica Kollmana).

Ale zanim wcisnęliśmy się między płot Huty Batory, a linię kolejową 164a mieliśmy widok na Szkołę Podstawową SP14, poniżej zdjęcie z połowy lat 60-ch XXw.
Foto: Marian Kwiecień.

W ogóle musimy zauważyć, że dla większości mieszkańców naszego ukochanego Górnego Śląska przekraczanie torów kolejowych w poprzek, górą i dołem to chleb powszedni. Większość linii kolejowych dla przeciętnego zjadacza chleba to kompletny Matrix, jakiś świat równoległy. Znała i rozumiała go tylko wąska grupa osób obsługujących bocznice do zakładów przemysłowych i kolejarze pracujący na liniach towarowych. Spotykaliśmy się z tymi torami codziennie, one biegły skądś dokądś, po prostu zawsze były.

Wspomniana już kolej piaskowa (inny opis tutaj) dominowała na tą częścią Batorego/Hajduk przez lata, była nieodłącznym elementem rzeczywistości. Powtórzmy, kolej piaskowa na Śląsku to kompletny Matrix, rozbudowany świat linii kolejowych niezwiązany z państwem w państwie zwanym PKP. I nie ma. W śladzie NASYPU dawnej kolei piaskowej obecnie w Chorzowie Batorym znajduje się ulica "Jarzębinowa", a od tlenowni na wschód mamy dawny wykop tej kolei, który tak zarasta, że chyba stanie się przedmiotem badań przyrodników.

Jak już wspomniano, mieszkańcy Batorego nie pracowali tylko w Hucie, wszak GOP to jedna wielka wspólna metropolia, więc pokłońmy się na chwilę także sąsiadom z Załęża. Na zdjęciach poniżej (prawdopodobnie) kopalnia Kleofas, wiemy na pewno, że to zdjęcie 1 kwietnia 1960, a także Szyb Zachodni "Cezar" kopalni Kleofas, wraz z mostem samowyładowczym podsadzkowni, zwanej po staremu zamułką
Foto: Marian Kwiecień.

Autor nie daje głowy, że Szyb zachodni miał nazwę Cezar, ale ona mu w głowie tkwi, a przecież (ówczesne) dziecko samo by jej sobie nie wymyśliło, jest to imię współcześnie nietypowe.

Autor nie daje też głowy, że skład towarowy na zdjęciach poniżej znajduje się na wymienionej już wielokrotnie linii 164a, ale prawdopodobieństwo duże - fotograf amator wykonujący te zdjęcia nie znał innej drogi, jak tylko do pracy, do domu i na ogródek, i gdzie indziej praktycznie się nie przemieszczał.


Gdzieś na wysokości ulicy Lelewela znajdował się semafor, pod którym pociągi towarowe wiecznie stały. Przyznajemy, że ogólnie te pociągi rzadko kiedy zjamowały się jeżdżeniem, a głównie stały, to jest chyba najbardziej charakterystyczna cecha linii 164a z tamtych lat. Stały na tyle długo, że maszyniści mieli czas otwierać palenisko od przodu (czyli to wielkie czarne koło) i dokonywać przeglądu/czyszczenia. No cóż to byla za gratka dla kilkuletnich obserwatorów...

W ramach przygotowań do napisania niniejszego materiału autor przejrzał wiele stron poświęconych opisowi Batorego, między innymi stosunkowo dobry, bogaty i dość współczesny opis znajduje się tutaj. Dodajmy, że jest opis sporządzony z pkt. widzenia kibica Ruchu Chorzów. No faktem jest, że mieszkając w Chorzowie nie dało się nie zauważyć, że to "miasto między stadionami Ruchu i Śląskim". A jednak autor podkreśla, że życie tysięcy jego mieszkańców w latach 60-ch XX w. toczyło się między pracą, domem i ogródkiem. Świat bójek kibiców dla nich był również tylko jakimś światem równoległym. Od pewnego momentu mieszkańcy familoków nie byli większością, a kolejno budowane osiedla zaczynali zamieszkiwać ludzie z całej Polski. Byli to normalni emigranci, emigranci, jak na całym świecie zajmujący się w pierwszym pokoleniu ciężką pracą i budową rodzin. Nie byli to oczywiście ani Murzyni, ani Arabowie, takich emigrantów wtedy nie było, byli to emigranci z Polski do Polski, ale emigranci. Bo jak inaczej nazwać ludzi, którzy przyjechali za chlebem gdzieś tam spod Hajnówki, czy też Jędrzejowa na Śląsk? To tak, jakby przyjechać z Rosji do Niemiec. Niektórych porozbiorowych zaszłości historycznych nie pokonalismy do dzisiaj, a wówczas tamte różnice kulturowe były jeszcze zupełnie świeże, ale to już temat na zupełnie inną historię... 23 październik 2024.