Na koncertach Zygmunta Zgrai dane jest nam przeżywać być może to, co kiedyś przeżywali słuchacze na koncertach Paganiniego lub Chopina. Po prostu mamy do dyspozycji wirtuoza żywego. Nie jakąś zamierzchłą historię, której każą nam się uczyć w teoretycznych opracowaniach muzycznych. Ten nasz wirtuoz, wirtuoz śląski przede wszystkim, rzecz jasna polski i europejski, na szczęście jest historią żywą, a to dlatego, że oczywiście żyje i jednocześnie już tak długo koncertuje.
Na zdjęciu po prawej Pan Zygmunt jest po lewej, zdjęcie zrobiliśmy 18.10.2008, kiedy to po koncercie był nieco zmęczony, bo przecież np. na o wiele późniejszych ujęciach z koncertu w Filharmonii Zabrzańskiej wygląda znacznie młodziej.
Twórczość Zygmunta Zgrai na przestrzeni wielu dekad była związana przede wszystkim z trio harmonijek ustnych Con Brio. Wymienimy historycznie skład osobowy najbardziej znamienny, to panowie: Zygmunt Zgraja - harmonijka chromatyczna, Zdzisław Kuniniec - harmonijka akordowa i Janusz Zając - harmonijka basowa.
Po ponad 35 latach trio w wymienionym składzie się rozpadło ( oczywiście nie upadło ), ale co musimy zauważyć: ileż to zespołów wytrwało w jednym składzie przez 35 lat? Po ilu latach rozpadli się The Beatels? Ile słynnych zespołów rozpadło się po znacznie krótszym czasie?
Gdy słuchało się Zgrai i Con Brio gdzieś po 15-20 latach wydawało się, że to perfekcja, że po prostu już lepiej grać nie można. Na 30-leciu twórczości wniosek mógł być tylko jeden: jak oni poszli do przodu! Zaledwie trzech muzyków na harmonijkach wypełnia cały plan dźwiękowy lepiej, niż niejedna duża orkiestra zniszczona marną aranżacją (ale to nie u Zgrai oczywiście). Zaledwie trzy instrumenty tworzą plan przedni i tylni, słyszymy i górę i dół, słyszymy i głos wiodący i głosy towarzyszące wraz ze wsparciem sekcji rytmicznej, a dalej mowa o trzech zaledwie instrumentach. Ale na 35-leciu twórczości opisane bogactwo muzyki na 3 harmonijkach trzeba było pomnożyć przez 3, i autor po n-ty musiał w rozmowach ze znajomymi odszczekiwać stwierdzenia, że nie można grać lepiej, bo się okazywało, że można. Bogactwo muzyczne osiągano tu przez niezwykle harmonijne połączenie biegłości technicznej i pracy aranżacyjnej.
Jednak autor chce przypomnieć jeszcze jedno - na koncerty, nawet najbardziej poważne, chodzimy po to żeby się bawić.
Widowisko muzyczne wymaga więc oprócz muzyki szeregu innych, istotnych elementów. I tu Pan Zygmunt Zgraja też jest wirtuozem. Jest wirtuozem konferansjerki. To te kilka zaledwie słów, które wypowiedziane w przerwie między muzyką pozwala nam na poukładanie sobie przeżyć po poprzednim utworze, oraz na uśmiech, który nie zgaśnie, mimo, że już będziemy zachwycali się wykonaniem następnym.
Zygmunt Zgraja nigdy nie musiał pomagać sobie tanimi chwytami estradowymi w rodzaju "jesteście najlepszą publicznością, jaką miałem".
Zygmunt Zgraja ma charyzmę taką, że może powiedzieć: "zapomniałem, co miałem powiedzieć, to może my teraz po prostu zagramy", i to wystarcza dla kontaktu z publicznością. Bo te kilka zaledwie słów podparte natychmiast kaskadą dźwięków łączy się z jedną myślą - ten facet umie grać. Więc nie musi podpierać się niczym innym.
Zygmunt Zgraja i harmonijka to Śląsk.
Zygmunt Zgraja to humor. Nie tylko na koncertach. Jak sam opowiedział autorowi Zygmunt potrafił połajankę w pracy zakończyć podsumowaniem - to szefie, kiedy podwyżki?
Wyobraźmy sobie scenkę, kiedy wychodzimy z opustoszałego domu kultury, oddajemy klucze, a portier pyta: panie Zygmuncie, jak zdrowie? Odpowiedź Zygmunta natychmiastowa: zdrowie w porządku, zresztą sekcja to na pewno potwierdzi. Ale przy tak przednim dowcipie musimy dodać, że to pewno jeszcze długo, pewnie za 100 lat. 29.04.2022.
Przedrukowano na portalu Wachtyrz w dniu 30 lipca 2024
zobacz tutaj.